"Płomienie" wygrały to spotkanie najmniejszym z możliwych rezultatów, 1:0. Szczęśliwym zdobywcą bramki okazał się nie kto inny jak Jarome Iginla, który zanotował 40. trafienie w tym sezonie, obejmując prowadzenie w tej klasyfikacji ex equo wraz z Rickiem Nash'em z Columbus Blue Jackets. Jedyny gol spotkania padł w pierwszej tercji, po zamieszaniu pod bramką bardzo dobrze grającego tego dnia bramkarza Phoenix, Johnsona Brenta, broniącego 31 strzałów w ciągu całego meczu. Jego vis-a-vis w bramce Calgary, Mikka Kiprusoff zachował czyste konto już 4 raz w tym sezonie, broniąc wszystkie 27 strzałów rywali, z czego ponad połowę w ostatniej tercji. Oba zespoły miały z resztą szereg dogodnych okazji do uzyskania kolejnych trafień, parę sytuacji sam na sam z bramkarzami, "Kojoty" zaś dwukrotnie słupek uchronił od większej przegranej. Jednak najpopularniejszym zawodnikem w wypełnionym do ostatniego miejsca Saddledome okazał się... Krzysztof Oliwa !. Polak zagrał w sumie niecałe 5 min, nie oddał żadnego strzału ani - co niecodzienne - nie uczestniczył w żadnej bójce. Jednak OLIWA, OLIWA było skandowane wielokrotnie przez ponad 18.000 gardeł ( przeze mnie zresztą też :-). Ostatnie parę minut cała praktycznie hala obejrzała na stojąco. Doping dla Flames był ogłuszający, wszyscy chcieli być świadkami tego, na co Calgary żyjące hokejem czekało długich 8 lat. Ostatnie 2 min to jeden wielki huragan oklasków a potem to już po prostu szał radości. Jeeeeeeeest !!!!! Marzenie stało się faktem, Calgary Flames zakwalifikowało się do play-off, mając jeszcze do rozegrania 2 mecze na wyjeździe. Kibice długo jeszcze nie opuszczali miejsc, ciesząc się i wiwatując. Po zakończonym spotkaniu doszło do prezentacji całego zwycięskiego zespołu. Największe brawa za cały sezon zebrali bramkarz Mikka Kiprusoff oraz prawy napastnik Jarome Iginla. Największą jednak porcję braw dostał Krzysztof Oliwa, który stał się ulubieńcem kibiców. Jego poświęcenie dla drużyny, jak i serce do walki zjednały mu całe rzesze entuzjastów. Calgary wchodzi do play-off i bardzo miło brzmią komentarze innych zespołów z Konferencji Zachodniej, które pytane na jaki zespół nie chciałyby trafić w pierwszej rundzie, odpowiedź brzmi zawsze tak samo: "nie na Calgary Flames", na zespól nieobliczalny, grający paradoksalnie najlepiej z najlepszymi zespołami. Z dotychczasowego przebiegu sezonu można pokusić się o stwierdzenie, że Calgary "nie leżą" tylko 2 drużyny: Dallas Stars i San Jose Sharks. Wszystko wskazuje na to, że przeciwnikiem w pierwszej rundzie będzie Colorado Avalanche, a co ciekawe nikomu z zespołu z Denver takie rozwiązanie się nie uśmiecha... Janusz Kałaczyński, Calgary