Szkoleniowiec Steelers został najmłodszym zwycięskim coachem w Super Bowl (36 lat), a ekipa z Pittsburgha sięgnęła po Vince Lombardi Trophy po raz szósty, wysuwając się na samodzielne prowadzenie na liście wszech czasów. Drużynie z Pensylwanii tylko raz w siedmiu występach w tym najbardziej prestiżowym w zawodowym futbolu starciu poślizgnęła im się noga. Cardinals natomiast wciąż pozostają bez wygranej w Super Bowl. - Zachowaliśmy zimną krew - dodał MVP meczu Santonio Holmes, którego dziewięć złapanych piłek na 131 jardów przesądziło o wygranej Steelers. To właśnie ten wide receiver urodzony na Florydzie zdobył touchdown na 42 sekundy przed końcem, a w kluczowej serii ofensywnej zaliczył cztery udane chwyty. A sytuacja dla zespołu z Pittsburgha była już bardzo trudna. Choć "Stalowi" prowadzili nawet 20-7, to stracili w IV kwarcie całą zaliczkę i na niespełna trzy minuty przed końcem przegrywali 20-23. Wówczas to do pracy zabrał się Ben Roethlisberger. Quarterback Steelers (21/30 celnych podań, 1 touchdown i 1 strata), mimo presji defensywy rywali, poprowadził swoją ofensywę z własnego 22 jarda aż do przyłożenia A wszystko ukoronował precyzyjnym aż do milimetra 6-jardowym zagraniem nad głowami trzech obrońców do Holmesa, który wyciągnął się jak struna tuż przy linii kończącej pole punktowe i zdołał niczym cyrkowiec nie tylko utrzymać obie stopy w boisku, ale także opanować w rękach futbolówkę. W ostatniej serii Cardinals mieli jeszcze szansę na zmianę losów spotkania. Jednak 29 sekund to było za mało czasu, choć wątpliwości może budzić decyzją o uznaniu "fumble" (straty przez upuszczenie piłki) w ostatniej akcji Kurta Warnera. 37-letni quarterback, który podał na 377 jardów i 3 przyłożenia (raz jego zagranie zostało przechwycone), wykonał ruch ramieniem do przodu, co powinno dać Cardinals szansę na wykonanie ostatniego podania. W ogóle arbitrzy mieli w tym pojedynku mnóstwo pracy, kary sypały się jak z rękawa. Choć "mecz walki" to bardzo zużyta terminologia, to właśnie na taką Super Bowl XLIII na pewno zasługuje. Początek meczu toczył się pod dyktando faworytów z Pittsburgha. Po 19-jardowym field goalu Jeffa Reeda oraz 1-jardowym biegu Gary'ego Russela było 10-0 dla Steelers. W końcówce II kwarty wszystko mogło się odwrócić, bo najpierw Ben Patrick złapał 1-jardowe podanie Warnera (10-7 Steelers), a kilka chwil później Cards byli zaledwie o jard od "endzone" rywali. Jednak zamiast podania na touchdown, piłkę - podawaną przez rozgrywającego Arizony - przechwycił James Harrison. Ten ważący 110 kg linebacker popędził niczym lokomotywa, zdobywając nie tylko przyłożenie, ale także ustanawiając nowy rekord w długości akcji powrotnej w historii Super Bowl - 100 jardów. Zamiast prowadzenia Cardinals było więc do przerwy 17-7 dla zespołu z Pittsburgha, a po trzeciej kwarcie nawet 20-7, bo z 21 jardów trafił Reed. W IV kwarcie sytuacja jednak odwróciła się o 180 stopni. W końcu ożył mający do tego momentu tylko jedną złapaną piłkę Larry Fitzgerald. Podwajany przez obronę Steelers (zawsze Ike Taylor plus jeden z graczy na pozycji safety) w końcu urwał się raz i drugi. Po akcjach 1- oraz 64-jardowej zdobył dwa przyłożenia, bijąc najlepsze osiągnięcie Jerry'ego Rice'a w liczbie touchdownów w playoffs (nowy rekord to 7) i śrubując do 546 rekord w liczbie jardów w "postseason". A, że w międzyczasie były jeszcze dwa punkty za safety, to podopieczni Kena Whisenhunta objęli prowadzenie 23-20. Później Cardinals bezradnie patrzyli co zrobił z nimi duet Roethlisberger-Holmes. Triumfatorzy z Pittsburgha otrzymali Vince Lombardi Trophy - puchar imienia słynnego szkoleniowca Packers, który poprowadził drużynę z Green Bay do zwycięstwa w Super Bowl I oraz II w latach 1967-68. Nie zabrakło oczywiście mistrzowskich pierścieni oraz nagród pieniężnych - po 78 tys. dol. dla każdego z zawodników zwycięskiej drużyny, po 40 tys. dla pokonanych. Historia będzie pamiętać jednak tylko o Steelers i o tym, że nawet solidny aż do bólu defensywny futbol potrzebuje czasem ofensywnych fajerwerków, by ostatecznie triumfować.