19 stycznia to jak na razie najgorsza data w życiu Murańki. Wtedy usłyszał z ust Łukasza Kruczka, że nie dostanie nominacji do kadry olimpijskiej. Szybko spakował narty i pojechał do domu, z nikim nie chciał rozmawiać na temat igrzysk. "Klimek jest załamany. Popłakał się, kiedy dowiedział się, że nie jedzie do Soczi. Przecież w Pucharze Świata prezentował się lepiej od Kubackiego i zdobył od niego znacznie więcej punktów. To niesprawiedliwa decyzja" - mówił na łamach "Przeglądu Sportowego" ojciec Klimka, Krzysztof Murańka. W niedzielę wieczorem załamany skoczek wrzucił na Facebooka zdjęcie płonącego logo Soczi 2014 z komentarzem: "Marzenia prysły, a nie powinny. Po dzisiejszym dniu nie wiem, czy warto marzyć i czy warto trenować w pocie czoła" - napisał. Czas jednak leczy rany. Wpis już zniknął z portalu społecznościowego i Murańka szykuje się do startu w mistrzostwach świata juniorów w Val di Fiemme. O komentarz spytaliśmy Apoloniusza Tajnera. Szef PZN doskonale rozumie uczucia młodego skoczka. - W jego wieku byłem dużo bardziej nerwowy i nie wiem, co bym zrobił, gdyby pomimo takiej formy trener nie zabrał mnie na igrzyska - podkreśla były trener kadry, dodając, że Łukasz Kruczek miał nie lada orzech do zgryzienia, wybierając zawodników, który pojadą do Soczi. - Na pewno był to dla Kruczka ciężki wybór, bo któregoś z nich trzeba było zostawić w domu ze świadomością, że poczuje się skrzywdzony. W skokach mamy jednak kłopot bogactwa. W pełni akceptuję fakt, że Kruczek postawił na Dawida Kubackiego a nie Klemensa Murańkę - dodaje. We wtorek popołudniu Tajner ogłosił kadrę na igrzyska w Soczi. Do Rosji jedzie 56 zawodników. Klimek zostaje w Polsce. Autor: Krzysztof Oliwa