"Wie pan, jaka jest największa różnica między środowiskiem trenerskim w Polsce i we Francji? We Francji etyka zawodowa nie pozwala trenerowi na to, by publicznie krytykował kolegę po fachu" - powiedział mi w 2003 roku, po powrocie do Polski, trener Henryk Kasperczak. Tymczasem, gdy przysłuchuję się opiniom, jakich nie brakuje w analizach występu Orłów Franza Smudy na Euro 2012, dochodzę do wniosku, że w miejsce tej francuskiej panują u nas inne zasady: "im gorzej, tym lepiej" i "dokopać leżącemu". Franz Smuda nie zrealizował celu nadrzędnego, nie wyszedł z grupy A, i sam o tym wie, że poniósł porażkę. Był tym tak przybity, że nie pojechał do warszawskiej fan zony, by spotkać się z kibicami. "Etyka zawodowa" Stefana Majewskiego, zapytanego o Smudę, jest taka: "To wy, media, wymusiliście go na trenera, a teraz ja mam się za niego tłumaczyć?". "Etyka zawodowa" byłego selekcjonera Jerzego Engela? "W odróżnieniu od mojej, drużyna Smudy nie miała ducha i jej błędem była zbyt czytelna taktyka" - oświadczył Engel licząc na to, że kibice zapomnieli już jego dokonania na MŚ 2002 r. Takie choćby, jak wzięcie do kadry Pawła Sibika, zamiast będącego w życiowej formie Kamila Kosowskiego bądź lidera grupy Tomasza Iwana. W ostatnim okresie przed mundialem pan Jerzy, zamiast uważnie obserwować wydarzenia z polskiej ligi, koncentrował się na promocji własnej osoby i książki swojego autorstwa "Futbol na tak". W kadrze Smudy nie było ducha, miała go za to kadra Engela. To pod wpływem tegoż właśnie ducha jeden z liderów kadry pana Jerzego Władysława wykrzykiwał na dziennikarza popularnej gazety, jakoby ten miał wodogłowie. Inny z liderów Engelowej kadry wyciągał "na solo" kolejnego żurnalistę, który ośmielił się zadawać trudne pytania. Szkoda, że z podobnym rezonem trener Engel i jego bojowa załoga nie występowali na boisku podczas spotkań z Koreą czy Portugalią. A jak taktycznie zaskoczyliśmy Koreańczyków słynnym pomysłem "dzida na Tatę Kałużnego", dobrze pamięta cała Polska. Nie pamięta za to żadnej sytuacji podbramkowej stworzonej przez Orłów Engela, bo takiej nie było. Chłopcy trenera Engela najlepiej wypadli w reklamie zupek w torebce. Z Wisłą Kraków taktycznie Engel rozgryzł Vitorię Guimaraes do tego stopnia, że w dwumeczu mieliśmy łomot 0-4. W konfrontacji z zespołem, który spadł z portugalskiej ekstraklasy. Koniec przygody z Wisłą pana trenera Engela był tragikomiczny. Na trening przed ważnym meczem wpuścił ekipę kabaretu "Otto". Traf sprawił, że gra Wisły w następnym meczu również przypominała kabaret. Do śmiechu nie było ani kibicom, ani właścicielowi, Bogusławowi Cupiałowi. Warto pamiętać o takich epizodach z własnej trenerskiej kariery w momencie, gdy się publicznie krytykuje kolegę po fachu. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Jerzy Engel jest jednym z kandydatów na selekcjonera. Gdyby PZPN faktycznie powierzył mu tę funkcję, to lepsza jest ewentualna pozycja startowa "Smuda wszystko spieprzył" od takiej: "Franz ułożył niezły zespół, trzeba poprawić tylko szczegóły". Fakty są takie, że to Smuda - a nie Engel - jako ostatni wprowadził polski klub do Ligi Mistrzów. I to również Franz, mimo fatalnego szkolenia w polskim futbolu, za które odpowiada m.in. pan Władysław Jerzy Engel, zbudował niezły zespół, który - mimo porażki na Euro 2012 - może dać nam sporo radości podczas eliminacji MŚ 2014. M.in. za sprawą takich piłkarzy, jak Polanski, Perquis i Boenisch, których w polskiej kadrze mamy dzięki mediacjom Smudy, a nie szkoleniu Engela. Michał Białoński