Washington Wizards zagrali drugi mecz bez kontuzjowanego Larry'ego Hughesa i doznali drugiej porażki. Tym razem przegrali 120:137 z Dallas Maviricks, którzy posiadają najlepszy atak w lidze. Christie, który przeniósł się do Orlando z Sacramento Kings, w końcówce swojego pierwszego spotkania w TD WaterHouse Centre, bardzo dobrze pilnował gwiazdy "Tłoków" Richarda Hamiltona. Pod tego zawodnika miała być rozegrana ostatnia akcja, ale Hamilton nie był w stanie uwolnić się spod "opieki" rywala. W tej sytuacji ciężar odpowiedzialności wziął na siebie Tayshaun Prince, ale wyrażnie spudłował rzut zza łuku. Christie zagrał 26 minut i zdobył dziewięć punktów oraz miał cztery przechwyty. Koszykarza po meczu komplementował Larry Brown, coach Pistons. - Czasami masz w drużynie zbyt wielu zawodników, którzy chcą zdobywać punkty. Doug jest innym typem gracza. To świetny obrońca, ale potrafi też rzucić, co udowodnił w czwartej kwarcie - stwierdził szkoleniowiec gości. Atak "Magii" napędzali Steve Francis (32 "oczka", 12 zbiórek i sześć asyst) i Hedo Turkoglu (29 punktów, sześć zbiórek). Trochę gorzej zagrał Grant Hill, który trafił tylko 4 z 14 rzutów z gry, ale na jego usprawiedliwienie trzeba napisać, że narzekał na uraz nadgarstka. Co ciekawie spotkanie w Orlando zaczęło się pomyślnie dla Pistons. W pierwszej kwarcie zdobyli 33 punkty przy 65-procentowej skuteczności, ale potem na parkiecie pojawił się Christie, który skutecznie powstrzymywał Hamiltona i gospodarze wrócili do gry. Nie mają szczęścia do drużyn z Teksasu koszykarze "Czarodziei". W poniedziałek wysoko ulegli San Antonio Spurs (73:101), a dzień później nie poradzili sobie w Dallas. Ekipie ze stolicy nie pomogły nawet 43 punkty zdobyte przez Gilberta Arenasa (rekord kariery). Obrońca Wizards trafił 11 z 23 rzutów z gry i 15 z 18 wolnych (dzień wcześniej 0 z 12 z gry). Bohaterem wieczoru w Dallas był Dirk Nowitzki. Niemiec zdobywając 28 punktów przekroczył granicę 10 000 "oczek" w karierze. Dzielnie wspomagali go Jerry Stackhouse (29 punktów), Jason Terry (26) i Michael Finley (25). Wizards stracili we wtorek najwięcej punktów w historii ich występów w NBA. Wcześniej ten niechlubny rekord wynosił 122 punkty, które "Czarodzieje" stracili w spotkaniu z... Mavericks 14 listopada 2004 roku. Obie drużyny rzuciły w sumie najwięcej punktów w tym sezonie. W dwóch wtorkowych meczach, o zwycięstwie którejś z drużyn decydowały dogrywki. W Key Arena Seattle SuperSonics przegrali 110:116 z Denver Nuggets. Gości do wygranej poprowadzili Marcus Camby (25 punktów, rekord sezonu, w tym dwa dające dogrywkę i 24 zbiórki, rekord kariery) oraz Earl Boykins, który rozegrał się w doliczonym czasie gry. Obrońca "Bryłek" zdobył w dogrywce aż 15 "oczek" (wcześniej tylko trzy) bijąc tym samym rekord NBA. Gościom w wygranej nie przeszkodziła kontuzja Carmelo Anthony'ego, który z powodu urazu kostki opuścił parkiet w trzeciej kwarcie. Z kolei w ARCO Arena Sacremento Kings uporali się z Portland Trail Blazers 113:107. Najważniejsze akcje gospodarzy kończył Chris Webber. Skrzydłowy "Królów" zdobył sześć z ostatnich ośmiu punktów drużyny. <a href="http://nba.interia.pl/wyn/2005w?data=18.01">Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w meczach z 18 stycznia</a>