W seriach, które toczyć się będą do czterech zwycięstw, 1-0 prowadzą na razie: Los Angeles Clippers, Miami Heat, San Antonio Spurs i Cleveland Cavaliers. Świadkami najbardziej zaciętej rywalizacji byli widzowie w Staples Center, gdzie miejscowi Clippers wygrali swój pierwszy mecz w playoffs od 1993 roku, pokonując Denver Nuggets 89:87. Łatwo nie było, bowiem gospodarze stracili w końcówce 10-punktową przewagę i dali podopiecznym George'a Karla szansę na zwycięstwo. Na 68 sekund przed końcem Andre Miller doprowadził do remisu, ale w następnej akcji dwa celne rzuty wolne w wykonaniu Vladimira Radmanovicia znów dały dwupunktową przewagę ekipie z Los Angeles. Później trzykrotnie możliwość zmiany losów pojedynku miał Carmelo Anthony, ale za każdym razem pudłował, w tym równo z końcową syreną. - Było tak dobrze, a potem zrobiło się brzydko - stwierdził Elton Brand, który zdobył 21 punktów dla gospodarzy. - To jest bardzo ważne zwycięstwo dla klubu. Tanio skóry w Miami nie sprzedali także Bulls, ulegając w pierwszym starciu z Heat 106:111. Ben Gordon rzucił 35 punktów dla ekipy z Chicago, która miała 5-procentową skuteczność za trzy (13/26). Odpowiedzią na dobry dzień gości był Dwayne Wade. - Wielcy gracze, gdy stawka jest wysoka, znajdą receptę na każdą defensywę - przyznał szkoleniowiec Heat Pat Riley. - A Dwyane jest facetem na wielkie mecze. Trener gospodarzy ma rację - Wade zdobył 30 punktów, 14 w IV kwarcie, w tym sześć z rzędu, gdy na 8,5 min przed końcem Bulls prowadzili różnicą czterech punktów. Drugie spotkanie na tym samym parkiecie co pierwsze, podobnie jak w parze Clippers - Nuggets, odbędzie się poniedziałek. W Cleveland, LeBron James udowodnił niedowiarkom, że jest na drodze do wielkości. Lider Cavs jako pierwszy zawodnik od czasu Magica Johnsona uzyskał "triple-double" w swoim debiucie w "postseason". - Wspaniale być w takim towarzystwie - powiedział LeBron, który zakończył mecz z dorobkiem 32 punktów, 11 zbiórek oraz asyst, prowadząc gospodarzy do zwycięstwa 97:86 nad Washington Wizards. Najmniej emocji dostarczyli swoim fanom obrońcy mistrzowskiego tytułu, ale Ci chyba nie mają im tego za złe... San Antonio Spurs rozbili Sacramento Kings 122:88, po meczu w którym zarówno przewaga gospodarzy w skuteczności (57,5 proc. - 39,3 proc.) jak i na tablicach (51-32) była miażdżąca. - To są playoffs i wszyscy są bardzo skoncentrowani i umotywowani - przyznał Tony Parker, który był najskuteczniejszym graczem na parkiecie (25 pkt). - Nie będziemy tacy skuteczni każdego wieczoru. Drugi mecz będzie inny. Spotkania numer 2, zarówno w Cleveland jak i San Antonio, zaplanowano na wtorek. <a href="http://nba.interia.pl/playoff/2006p" class="more" style="color:#07336C">Zobacz PRZEBIEG RYWALIZACJI oraz NAJLEPSZYCH STRZELCÓW w I rundzie playoffs</a>