Powodów do zadowolenia nie mają też fani Cavaliers. Zespół z Cleveland uległ w Toronto tamtejszym Raptors 98:105, a gościom nie pomógł nawet fantastyczny występ LeBrona Jamesa - zdobywcy 56 punktów! Piąte zwycięstwo z rzędu odnieśli obrońcy tytułu, pokonując w The Palace of Auburn Hills ekipą z San Antonio, rewanżując się teksańczykom za porażkę w SBC Center. Chauncey Billups zdobył 25 punktów, a Tayshaun Prince dodał 22 "oczka" dla "Tłoków", których rywalizację ze Spurs możemy zobaczyć w tym sezonie już tylko raz - w ewentualnym wielkim finale. - Może spotkamy się w czerwcu - nie wykluczył takiej ewentualności skrzydłowy gospodarzy Rasheed Wallace. - Jednak ten mecz nie był niczym wyjątkowym. Po prostu wzięliśmy mały rewanż za poprzednią porażkę, kiedy mieliśmy mały dołek. Zwycięstwo nie mogło jednak w pełni smakować Pistons, gdyż już po niespełna dwóch minutach pojedynku bolesnej kontuzji skręcenia kostki doznał Tim Duncan. Lider Spurs oraz dwukrotny zdobywca tytułu MVP musiał o kulach opuścić parkiet i od razu polecieć do Teksasu, gdyż właściciel "Tłoków" Bill Davidson postanowił użyczyć graczowi gośc prywatnego odrzutowca. - To właśnie sprawia, że w NBA czujesz się jak w rodzinie - skomentował całą sytuację szkoleniowiec Spurs Gregg Popovich, który uważa, że w przerwa w grze Duncana (odnowiony niedawny uraz - przyp. red.) "potrwa trochę". - Rywalizujemy między sobą, ale nikt z nas nie chce, by takie rzeczy się zdarzały. Zaimponował nam ten gest i bardzo go doceniamy. Myślę, że tak samo uważa Timmy. Bez Duncana gościom było trudno o zwycięstwo, choć na 3,5 minuty przed końcem meczu - po rzucie a trzy Roberta Hory'ego - zbliżyli się do rywali na dystans dwóch "oczek" (99:97). W następnej akcji mieli nawet szansę na wyrównanie, ale Rasho Nesterovic popełnił stratę, a ratując sytuację sfaulował Billupsa (akcja 2+1). Pistons ostateczni wygrali różnicą 9 punktów, przedłużając zwycięską serię "domowych" spotka do 12. To najdłuższa taka passa od sezonu 1990-91, gdy "Tłoki" także broniły mistrzowskiego tytułu. - To był chyba najlepszy mecz w mojej karierze, ale nie znaczy nic, bo przegraliśmy - tak LeBron James skomentował swoje 56-punktowe osiągniecie w niedzielny wieczór. Lider Cavaliers dwoił się i troił, ale drużyna z Cleveland i tak uległa w wyjazdowym pojedynku z Raptors 98:105, ponosząc dziewiątą porażkę w rzędu w "obcych" halach. LeBron, który wyczyn w tym sezonie jest groszy tylko od występu Allena Iversona (60 pkt przeciwko Magic), już w pierwszej kwarcie zdobył 16 punktów, a do przerwy miał już na koncie 29 "oczek". Ogółem James, dla którego jest to rekord kariery, trafił 18 z 36 rzutów z gry (7x3) oraz 14 na 15 wolnych. Zgromadził także na koncie 10 zbiórek i 5 asyst. To był pierwszy ponad 50-punktowy mecz w karierze najlepszego debiutanta poprzedniego sezonu. LeBron pobił strzelecki rekord klubowy, należący od 1971 roku do Walta Wesleya (50 "oczek"). W barwach Raptors, których nie załamała świetna forma Jamesa, dobrze spisał się Jalen Rose, zdobywając 30 punktów i prowadząc zespół z Toronto do zwycięstwa. Phoenix Suns - jako trzeci zespół po Miami Heat i San Antonio Spurs - zapewnił sobie udział w playoffs. Ekipa z Arizony wygrała w Memphis z miejscowymi Grizzlies 97:91, mając najlepszego strzelca w osobie Joe Johnsona (28 punktów). "Słońca" zrehabilitowały się więc za ostatnią "domową" porażkę z Warriors, przy okazji przerywając serię trzech zwycięstw z rzędu podopiecznych Mike'a Fratello. Sensacyjnej porażki we własnej hali doznali Sacramento Kings, którzy ulegli lokalnym rywalom - Golden State Warriors, 94:104. Świetną partię wśród "Wojowników" rozegrał Troy Murphy - zdobył 29 punków i zaliczył 14 zbiórek, w tym aż siedem na atakowanej tablicy. W bieżącym sezonie Warriors wygrali w Arco Arena już dwa razy. W poprzednich latach jedenaście razy z rzędu przegrali w Sacramento. Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w meczach z 20 marca