"Dwyane Tyrone Wade Jr. Jeśli on nie jest kandydatem do tytułu MVP, to już sam nie wiem, co powinien zrobić, by nim zostać?" - zastanawiał się trener Heat, Erik Spoelstra. Lider jego zespołu po raz kolejny był poza zasięgiem defensywy rywala. Tym razem filar Heat i mistrz olimpijski z Pekinu zdobył 48 punktów (15/21 z gry), do których dołożył 12 asyst, 6 zbiórek, 4 przechwyty i 3 bloki. Geniuszem błysnął wtedy, kiedy ważyły się losy meczu. Czarodziej Dwyane Najpierw na 11,5 sekundy przed końcem czwartej kwarty rzutem z dystansu doprowadził do wyrównania i dogrywki (104:104). Pierwsza nie przyniosła rozstrzygnięcia, mimo że Wade po dynamicznym wejściu pod kosz mógł przechylić szalę na stronę Miami. Mecz nie był rozstrzygnięty do ostatniej akcji drugiej dogrywki. Na siedem sekund przed końcem piłkę mieli goście z Chicago. Wtedy drugi raz popisał się lider Heat. Wade na wysokości linii rzutów wolnych odebrał piłkę Johnowi Salmonsowi, przebiegł z nią przez ponad pół boiska i kiedy rozbrzmiała końcowa syrena porwał kibiców z miejsc piątą celną trójką (na sześć prób) w meczu. Oprócz Wade'a najczęściej w zwycięskim zespole trafiali rezerwowy Michael Beasley (18) i Mario Chalmers (17). Świetną partię w zespole z Chicago rozegrał Ben Gordon. Autor 43 punktów m.in. 8 razy trafił za trzy punkty na 11 prób. Pistons zmorą Magic Koszykarze Detroit Pistons mają patent na Orlando Magic. "Tłoki" po raz trzeci w tym sezonie pokonali zespół Marcina Gortata. Team z Florydy fatalnie spisuje się także w hali Pistons. W Palace of Auburn Hills Orlando przegrało 9 z ostatnich 10 spotkań. Tym razem do zwycięstwa 98:94 bardzo dobrze spisujących się bez kontuzjowanego Allena Iversona gospodarzy poprowadził duet Richard Hamilton - Antonio McDyess. Pierwszy zanotował 29 punktów i 14 asyst, drugi dołożył 13 "oczek" i aż 18 zbiórek. Wśród pokonanych najwięcej punktów (27 i 14 zbiórek) zapisał w statystykach Dwight Howard. Rashard Lewis dołożył 21, a Marcin Gortat, który na placu gry spędził blisko 25 minut zanotował 6 punktów, 5 zbiórek i asystę. Lakers wciąż bez zwycięstwa Od 23 lutego 2005 roku Los Angeles Lakers nie wygrali na wyjeździe z Portland Trail Blazers. Tym razem Kobe Bryant i spółka gładko polegli w Rose Garden 94:111, już po pierwszej połowie przegrywając 38:61. Zwycięstwa nad liderami rozgrywek z pewnością miło nie będzie wspominać Rudy Fernandez. Utalentowany Hiszpan przy jednym z wejść na kosz został brutalnie powalony na parkiet przez Trevora Arizę i plac gry opuścił na noszach. Trail Blazers sukces zawdzięczają grze zespołowej. Pięciu graczy gospodarzy, na czele których stanął Brandon Roy (27), zdobyło po 11 i więcej punktów. Dla Lakers 26 "oczek" zapisał Kobe Bryant, ale lider wicemistrzów NBA trafił tylko 11 z 29 oddanych rzutów. Poniedziałek na parkietach NBA: Atlanta Hawks - New Orleans Hornets 89:79 Detroit Pistons - Orlando Magic 98:94 Miami Heat - Chicago Bulls 130:127 (po 2 dogrywkach) Minnesota Timberwolves - Washington Wizards 99:110 Denver Nuggets- Houston Rockets 95:97 Portland Trail Blazers - Los Angeles Lakers 111:94