W spotkaniu z Celtics polski środkowy grał ponad 23 minuty i przez długi czas przebywał na parkiecie razem z liderem Orlando i gwiazdą NBA Dwightem Howardem. - Zwycięstwo w Bostonie sprawiło nam bardzo dużo radości, a wygrana z mistrzem ustawia nas dobrze psychicznie na końcówkę sezonu zasadniczego. Po takim meczu jak w Bostonie jeszcze bardziej wierzymy w to, że możemy osiągnąć cel stawiany sobie przed sezonem - mistrzostwo NBA. Mimo zwycięstwa nad Celtics uważam, że Boston to najgroźniejszy zespół na Wschodzie. Ma bardzo dobrych zawodników i pod koszem i na obwodzie i to, co liczy się najbardziej: charakter i energię. W każdy mecz zawodnicy Celtics wkładają maksimum energii - powiedział Marcin Gortat. Polski zawodnik nie ukrywa natomiast, że jak na razie nie zdołał zrealizować zadania, które postawił sobie po meczu przeciwko Phoenix Suns, gdy na własnej skórze odczuł walkę z Shaquillem O'Nealem. Gortat powiedział wówczas, że aby dorównać siłą O'Nealowi musiałby zjeść pięć kurczaków. - Próbowałem zjeść ile się da, ale zatrzymałem się na razie na dwóch kurczakach. Więcej nie mogłem, ale nad masą mięśniową pracuję nadal, szczególnie po tym jak zobaczyłem Shaqa. Liczy się nie tylko waga, ale i szybkość, więc i nad tym pracuję. Jeśli już jesteśmy przy jedzeniu, to od kurczaków wolę zdecydowanie kuchnię mojej Mamy, no i na pewno... aligatora, którego jadłem po raz pierwszy w życiu tu na Florydzie, na jednym z obiadów z Dwightem Howardem. Bardzo polecam aligatora, jest naprawdę smaczny. Drugim specjałem, którego próbowałem w USA po raz pierwszy było mięso przyrządzone w kuchni mongolskiej. Prawie codziennie zaglądam do polskiej knajpy w Orlando, choć nie zastąpi ona kuchni mojej mamy, to jednak nie ma porównania z amerykańskimi fast foodami. Te omijam z daleka. Lubię też chińską knajpę w Orlando i jedną z najbardziej popularnych restauracji w Stanach - Cheesecake Factory - powiedział polski zawodnik. Gortat przeżywał w ostatnich meczach sinusoidę nastrojów. Po bardzo dobrym meczu w Bostonie przyszło gorsze spotkanie w Detroit. We wtorek Orlando uległo ekipie Detroit Pistons po raz trzeci w sezonie, tym razem 94:98. - Z występu przeciwko "Celtom" jestem bardzo zadowolony. Cieszę się, że dostałem szansę gry w jednej piątce z Dwightem. Po raz pierwszy w sezonie graliśmy razem - dwóch zawodników wysokich i wypadliśmy na prawdę dobrze. Myślę, że będzie jeszcze lepiej z każdym meczem. Zagrałem bardzo dobrze w obronie, w rotacji przeciw pick and roll, miałem trzy bloki. To było ważne dla zespołu, i dla trenera Stana Van Gundego. W tym elemencie gry jestem w stanie zastąpić Howarda. Jesteśmy podekscytowani, że możemy grać jednocześnie na parkiecie. To dla nas dodatkowa mobilizacja. Najważniejsze jest to, że rozumiemy się z Dwightem, dobrze się bawimy, cieszymy tym, że możemy grać w taki ustawieniu. Porażka z Pistons to chyba jakiś syndrom, bo po raz kolejny "potykamy się" w Detroit. Kolejna przegrana nie stawia nas w dobrym świetle. Tym razem wiem, że to ja "zawaliłem", że przegraliśmy między innymi przez moje błędy. To dla mnie kolejna lekcja, z której na pewno wyciągnę wnioski. Jedno jest pewne chcielibyśmy bardzo trafić na Detroit w play off, bo jesteśmy w stu procentach pewni, że tym razem z nimi wygramy - ocenił dwa ostatnie mecze w wykonaniu Orlando polski środkowy. W opinii Gortata jego zespół stać na zajęcie pierwszego miejsca w Konferencji Wschodniej przed play off. - Dwa, trzy mecze do pierwszego miejsca na Wschodzie nie są wielką stratą. Do końca sezonu zasadniczego zostało jeszcze 18 spotkań. Możemy wejść na sama górę i pokrzyżować plany wielu drużynom - tym bardziej, że będziemy jeszcze grać z Boston i Cleveland - ale równie dobrze z tej góry spaść. W play off liczyć się będzie Boston. Ekipa Detroit ma zbyt wiele kontuzji, a zespół Cleveland Cavaliers jest "niesiony" przez LeBrona Jamesa. Jeśli on nie będzie grał "swojej" koszykówki, to drużyna może mieć poważniejsze problemy, żeby zajść dalej w play off - ocenił Marcin Gortat. Polski center uważa, że pozyskanie Rafera Alstona z Houston Rockets, który zastąpił kontuzjowanego rozgrywającego Jameera Nelsona jest wzmocnieniem dla Magic. - Przyjście Alstona pomogło nam w defensywie, z drugiej strony zmieniło styl gry w ataku. Alston jest wyższy od Nelsona i dlatego będzie lepszą podporą w obronie. W ataku dzięki niemu gramy inaczej. Zmieniliśmy styl, rytm gry, bo Rafer jest typem zawodnika, który woli zdobywać asysty, a nie punkty. Najpierw szuka podaniami wysokich pod koszem, a potem myśli o zdobywaniu punktów. Dzięki niemu zdobywam więcej punktów. Jego przyjście wprowadziło do drużyny świeżość. Właśnie takiego gracza potrzebowaliśmy i cieszę się, że mamy go teraz w zespole - powiedział Gortat.