Pierwsza konfrontacja o mistrzowskie pierścienie odbędzie się niedzielnej nocy w Los Angeles. Ponad 22 tysiące fanów zgromadzonych w hali The Palace Auburn Hills na przedmieściach Detroit oklaskiwało pierwszy od 14 lat awans swoich pupili do wielkiego finału NBA. Nikogo nie interesowała słaba skuteczność (Pacers trafili 24 na 66, a Pistons 27 na 82 próby!), liczył się bowiem tylko upragniony awans "Tłoków". Szósty mecz finałowej konfrontacji na Wschodzie zakończył się drugim co do najniższych wyników w historii NBA playoffs. Koszykarze obu zespołów zdobyli w sumie zaledwie 134 punkty, co jest wynikiem tylko o 4 "oczka" wyższym od najniższego w dziejach zmagań na parkietach NBA rezultatu, który zanotowano dwa lata temu podczas rywalizacji w playoffs pomiędzy Boston Celtics i ... Detroit Pistons. Bohaterem meczu decydującego o awansie "Tłoków" był Richard Hamilton, który zdobył 21 punktów. Kiedy do końca pojedynku pozostało 91 sekund, grający z ochronną maską na twarzy, Hamilton w najważniejszym momencie celnie trafił do kosza i przesądził o zwycięstwie swojego zespołu. - To niewiarygodne, jeszcze to do mnie nie dociera, a my naprawdę będziemy grać o tytuł! To zwariowane, jestem bardzo szczęśliwy - wrzeszczał po meczu Hamilton, który w ostatnich dwudziestu spotkaniach Pistons zanotował średnią 23, 7 pkt., chociaż w sześciu ostatnich meczach pilnował go uznany za najlepszego defensora ligi Ron Artest. "Człowieka w masce" dzielnie wspierali skuteczni w defensywie Ben Wallace (12 pkt, 16 zbiórek) oraz Rasheed Wallace (11 pkt i 11 zbiórek). Wśród pokonanych najwięcej "oczek" uzbierał Jermaine O'Neal (20). <a href="http://nba.interia.pl/playoff/2004p" class="sport1a">Zobacz stan rywalizacji oraz zdobywców punktów w NBA Playoffs 2004</a>