Taki sam stan serii jest także w obu starciach na Zachodzie. W niedzielę Sonics wygrali u siebie ze Spurs 101:89, a w Dallas 48 punktów Steve'a Nasha nie pomogło Suns, którzy ulegli w pojedynku z Mavericks 109:119. Przed rokiem w finale Konferencji Wschodniej "Tłoki" przegrywały z Pacers 0-1 i wówczas Rasheed Wallace obiecał wyrównanie. Tak się też stało. Teraz po meczu numer 3 popularny "Sheed" także złożył obietnicę. - Na pewno wrócimy do Detroit przy stanie 2-2, nie ma co do tego wątpliwości - stwierdził. Tylko sam początek meczu numer 4 w Conseco Fieldhouse zwiastował wyrównaną walkę. Gospodarze objęli prowadzenie 9:2, ale był to ich "łabędzi śpiew". Obrońcy tytułu zaczęli grać konsekwentnie w ataku i a ich obrona - jak zwykle - nie pozostawiała wiele miejsca rywalom. Z roli pierwszego rozgrywającego świetnie wywiązał się Chauncey Billups, zdobywając 29 punktów (10/20 z gry) i zapisując na swoim koncie sześć asyst. W ogóle, "dzielenie się piłką" było mocną stroną Pistons w niedzielny wieczór. Zanotowali oni bowiem 22 asysty, przy 14 takich zagraniach rywali. Richard Hamilton (13 pkt) zaliczył 7 asyst, a po 4 uzyskali Tayshaun Prince oraz Carlos Arroyo. - Znam charakter i serce do gry w tej szatni - powiedział Rasheed Wallace, który zdobył 17 punktów i zebrał 12 piłek z tablic. - To była odpowiedź na wyzwanie. Nie mogliśmy sobie pozwolić na wynik 1-3 z takim rywalem. Zespół z Indianapolis od stanu 10:10 (po 7 minutach gry) nie zdołał już ani razu dogonić Pistons, do czego przyczyniła się słaba skuteczność z gry (37,1 proc.), a może jeszcze bardziej katastrofalna forma w rzutach za trzy (3/19). Nie pomogła także ławka. Rywalizację rezerwowych po raz pierwszy w tej serii wygrali Pistons (17:12) głównie dzięki Antonio McDyessowi, który uzyskał 12 "oczek". - Trzeba wiele oddać "Tłokom". Wiedzieliśmy, że zagrają świetny mecz, oni też to wiedzieli i tak zrobili - powiedział Rick Carlisle, szkoleniowiec Pacers, dla których Stephen Jackson zdobył 23 punkty, Jamaal Tinsley uzyskał 17, a Jermaine O'Neal dodał 10. Piąty mecz w tej rywalizacji już we wtorek, podobnie jak w parze Spurs - Sonics. Tam także jest remis 2-2 po niedzielnym zwycięstwie drużyny ze Seattle na własnym parkiecie 101:89. Bohaterami "Ponaddźwiękowców", którzy "wrócili do gry" w tej serii ze stanu 0-2, byli Ray Allen (32 pkt) i Luke'a Ridnoura (20 pkt), którzy łącznie zdobyli ponad połowę wszystkich punktów dla miejscowych, którzy występowali osłabieni brakiem kontuzjowanego Rasharda Lewisa. - Wydaje mi się, że Sonics zagrali świetny mecz - stwierdził Gregg Popovich, trener Spurs, dla których Tim Duncan zdobył aż 35 "oczek". - Oni grali tak jak przystało na playoffs i Tim Duncan też tak grał. Tyle, że on patrzył wokół i nie mógł znaleźć nikogo do pomocy. W Dallas fenomenalny dzień Steve'a Nasha nie wystarczył "Słońcom" od odniesienia zwycięstwa. 48 punktów rozgrywającego, który niedawno został uhonorowany tytułem MVP, to było za mało wobec dobrze dysponowanych rzutowo Mavs, dla których Josh Howard zdobył 29, Dirk Nowitzki 25, a wchodzący z ławki Jerry Stackhouse 22 punkty. Gości pogrążyła słabsza gra w obronie i tylko 3(!) punkty zdobyte przez rezerwowych. - Ofensywnie nie odbiegaliśmy tak zdecydowanie, ale w obronie brakowało nam ognia - przyznał Nash, który trafił 20 z 28 rzutów z gry, w tym 4/6 za trzy Mecz numer 5 odbędzie się w środę w Phoenix i kibice "Słońc' mają nadzieję, że do doskonałej dyspozycji wróci Amare Stoudemire (średnia z pierwszych trzech meczów tej serii 35,7 pkt). Tym razem gracz zespołu z Arizony zdobył 15 punktów i zapisał na swoim koncie 5 zbiórek. Zobacz WYNIKI oraz zdobywców punktów w NBA Playoffs 2005