Do półfinału Konferencji, tyle że Zachodniej, mogą sposobić się i Sacramento Kings, którzy ponownie nie pozwolili Phoenix Suns wykorzystać atutu własnej publiczności i ograli "Słońca" w America West Arena 89:82. Tymczasem dopiero piąta batalia w Madison Square Garden wyłoni przeciwnika dla podopiecznych Larry`ego Browna. Vince Carter i spółka uporali się bowiem w meczu numer cztery z New York Knicks 100:93 i oba zespoły czekają przenosiny na piątkowe, decydujące starcie do Nowego Jorku. Udało się wreszcie graczom z Miasta Braterskiej Miłości przezwyciężyć kompleks Indiany Pacers. To właśnie na grających wówczas pod batutą Larry`ego Birda koszykarzach z Indianapolis kończyła się w latach 1999 i 2000 kariera Iversona i spółki w play off. Triumf w potyczce numer 4 przyszedł gościa w trudzie i znoju. Tylko co trzeci rzut króla strzelców Allena Iversona dochodził celu (10/31 z pola gry, choć aż 33 punkty), a tymczasem w trans w trzeciej odsłonie wpadł Reggie Mille trafiając trzy razy zza łuku 7, 24 metra i Pacers prowadzili 69:64, a deficyt zespołu z Filadelfii mógł dużo większy gdyby nie solidna gra Dikembe Mutombo, który w tym okresie gry wrzucił 7 z 9 osobistych (16 punktów, 11 zbiórek i 5 bloków w całym starciu). W końcówce meczy trójką odpowiedział jednak Travis Best, wolne wykorzystał Aaron McKie, a rzuty rozpaczy Millera i Jalena Riose`a chybiły celu. Teraz 76ers, opromienieni wyeliminowaniem zeszłorocznego finalisty NBA z napięciem przyglądać się będą decydującej potyczce Knicks-Raptors, która wyłoni dla nich półfinałowego przeciwnika. Pierwsze starcie już w niedzielę w First Union Center. Aż 20 długich lat musieli czekać na awans do półfinału Konferencji "Królowie" z Sacramento. Po raz ostatni Kings, z siedzibą jeszcze w Kansas City przebrnęli przez pierwszą rundę play off w 1981. W Arizonie Kings bardziej walczyli z własną słabością niż z borykającymi się z deficytem graczy podkoszowych Phoenix. Obie ekipy zaprezentowały katastrofalną indolencję strzelecką: gospodarze trafili tylko 29 z 83 rzutów (niespełna 35-procentowa), goście pudłowali niwiele rzadziej (32/88 z pola gry, 37 procenr skuteczności). Zupełnie w kosz rywali nie mógł się wstrzelić Chris Webber, który chybił 11 swych pierwszych rzutów (w całym meczy 7/27) i zakończył starcie z dorobkiem 15 "oczek". Jedynie imponująca gra Pejy Stojakovica (37 punktów - rekord kariery w play off) była godna najbardziej ofensywnego teamu w lidze i pozwoliła przezwyciężyć "Królom" 19-punktowy deficyt z pierwsze połowy. Kropkę nad "i" postawił w końcówce Doug Christie, który na minutę przed końcową syrena przechwycił niecelne podanie Jasona Kidda i wysforował swą ekipę na 6-punktowe prowadzenie 84:78. W niedzielę Kings rozpoczynają batalię z Los Angelse Lakers o finał Konferencji. <A href="http://nba.interia.pl/playoff/2001p">Zobacz rywalizację w play off 2001</a>