Los Angeles Lakers prowadzeni przez Kobe'a Bryanta pokonali w Madison Square Garden nowojorskich Knicks 130:97. Lider "Jeziorowców" zdobył 40 punktów, ale jego popisom do końca nie przyglądał się Larry Brown, coach gospodarzy, który został usunięty z parkietu w połowie trzeciej kwarty. - Wygraliśmy 22 z ostatnich 24 spotkań. W sezonie są 82 mecze i nie można powiedzieć, że nie chce się wygrać każdego z nich, ale dzisiaj nam się nie udało - stwierdził Flip Saunders, coach Pistons. W końcówce spotkania po "trójce" Chaunceya Billupsa goście zmniejszyli stratę do jednego punktu 84:85, ale potem zza łuku trafił Jason Kidd, zapewniając swojej drużynie wygraną. - Taki sam rzut był niecelny w przegranym przez nas spotkaniu z Portland Trail Blazers w ostatnią sobotę - powiedział Kidd, który w sumie zdobył 23 "oczka" i miał 12 zbiórek. Gracze "Tłoków", oprócz Billupsa (30 punktów, 9 z 14 z gry), mieli we wtorek problemy ze skutecznością. Richard Hamilton zdobył tylko 19 "oczek" trafiając 8 z 24 rzutów z gry, Rasheed Wallace dziewięć (3 z 14), a Tayshaun Prince osiem (3 z 11). To musiało się odbić na wyniku. Podopieczni Saundersa ostatni raz przegrali 7 stycznia z Utah Jazz. Udany występ Bryanta (7 z 17 z gry, 23 z 26 z wolnych) zyskał uznanie wśród kibiców zgromadzonych w Madison Square Garden. Gdy siadał na ławce na pięć i pół minuty przed końcem spotkania dostał wielkie brawa, a gdy mecz się skończył fani krzyczeli: "MVP, MVP", doceniając klasę 27-letniego koszykarza. Bryant jest ostatnio w "gazie". W styczniu jego średnia punktowa wyniosła 43,4. To drugi raz w jego karierze, gdy miesięczna średnia jest większa niż 40 "oczek". Tak samo było w lutym 2003 roku. Zawodnikiem, który może pochwalić się lepszym wynikiem jest Wilt Chamberlain, jemu ta sztuka udała się 11 razy. Powodów do zadowolenia nie ma natomiast Brown. Coach nowojorczyków był już zdruzgotany po poniedziałkowej porażce z Atlantą Hawks 101:120, nic dziwnego, że nie wytrzymał napięcia dzień później. W połowie trzeciej kwarty wdał się w sprzeczkę z arbitrem Steve'em Javiem, co nie mogło zakończyć się inaczej niż usunięciem z ławki rezerwowych. Nie ma się jednak co dziwić Brownowi. Drużyna o najwyższym budżecie w NBA ma w tym sezonie jeden z najgorszych bilansów w lidze. Pierwszy w karierze triple-double Borisa Diawa (14 punktów, 13 asyst, 11 zbiórek) zdecydowanie pomógł Phoenix Suns pokonać Philadelphię 76ers 123:99. Swoją "cegiełkę" do wygranej dołożyli także Raja Bell (21 "oczek"), Steve Nash (17) i Shawn Marion (15 i 12 zbiórek). W zespole gości zabrakło Allena Iversona, który musiał pauzować trzeci mecz z rzędu z powodu urazu lewej kostki. Nie do końca się udał debiut Pei Stojakovicia w barwach Indiany Pacers. Jego nowa drużyna przegrała bowiem na wyjeździe z Washington Wizards 79:84. Serb w ciągu 25 minut przebywania na parkiecie zdobył 17 punktów (4 z 10 z gry, 8 z 10 z wolnych). Była to szósta z rzędu porażka Pacers. <A href="http://nba.interia.pl/wyn/2006w?data31.01">Zobacz WYNIKI I NAJLEPSZYCH STRZELCÓW w meczach z 31 stycznia</a>