Los Angeles Lakers nie pomogło uzyskanie triple-double przez Kobe'a Bryanta. Koszykarze z Kalifornii ulegli Phoenix Suns 102:107. Maciej Lampe, co staje się już normą, nie pojawił się na parkiecie ani przez minutę. Swoje mecze wygrały Indiana Pacers, pokonując na wyjeździe mistrzów NBA Detroit Pistons, i Seattle SuperSonics (dziewiąte zwycięstwo z rzędu). Był kiedyś taki film pt. "Świat Wayne'a". Parafrazując jego tytuł można o czwartej kwarcie i dogrywce piątkowego pojedynku pomiędzy zespołami z Miami i Utah powiedzieć, że to był świat Wade'a. W tym czasie obrońca "Żaru" rzucił 23 ze swoich 39 punktów (jego rekord kariery), doprowadził do dogrywki dwoma celnymi rzutami wolnymi na jedną sekundę przed końcem regulaminowego czasu, a następnie wykonał ostatni celny rzut w meczu. - Trafieniu obu wolnych towarzyszyła większa presja niż przy rzucie z gry, ponieważ wiedziałem, że muszę oba celnie wykonać, inaczej przegramy mecz - powiedział Wade. Obrońca "Żaru" nie pomylił się i doszło do dogrywki. Na początku dodatkowego czasu gry zespół z Miami wyszedł na prowadzenie 101:95, ale cztery rzuty wolne Carlosa Arroyo zmniejszyły stratę gości do dwóch "oczek". Potem dwa osobiste trafił Wade, ale celny rzut Carlosa Boozera i kolejne wolne Arroyo spowodowały, że na 4,5 s przed końcem był remis 105:105. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął Wade. - Byłem przekonany, że jestem w stanie wykonać ostatni rzut w meczu, gdy jednak piłka, zanim wpadła do kosza, tańczyła na obręczy wydawało mi się, że to trwa wieki - powiedział obrońca "Żaru". - Daliśmy mu piłkę, a on wykonał robotę. To był świetny rzut w wykonaniu świetnego gracza - stwierdził Stan Van Gundy, coach drużyny z Miami. Bardzo dobre spotkanie w barwach "Słońc" rozegrał Amare Stoudemire. Skrzydłowy zespołu z Phoenix zdobył 33 punkty (14 z 25 z gry) i zebrał 14 piłek zdecydowanie wygrywając pojedynek z Kobe'em Bryantem gwiazdorem Lakers. - Amare zdominował ten mecz - powiedział uradowany Mike D'Antoni, szkoleniowiec "Słońc". - Zawsze staram się dobrze wykonać swoją robotę. Po prostu przychodzę i wykonuję swoją pracę - stwierdził Stoudemire. Bryant, mimo że zanotował triple-double (29 punktów, 11 zbiórek i 10 asyst), nie zaliczy piątkowego meczu do udanych. Obrońca "Jeziorowców" nie trafił pierwszych 11 rzutów z gry (w sumie jego skuteczność tego dnia była bardzo niska, tylko 10 z 33 z gry), a potem mylił się także w końcówce spotkania. - Bez komentarza, tylko traciłbym czas - ocenił postawę swoich podopiecznych Rudy Tomjanovich. Spotkanie w Detroit zakończyło się przed czasem przy prowadzeniu Pacers 97:82. Najpierw doszło do przepychanek między graczami obu zespołów, w których "najaktywniejsi" byli Ron Artest z Indiany i Ben Wallace z Detroit. Nie to było jednak przyczyną przerwania meczu. 45,9 s przed końcową syreną leżącego obok boiska Artesta zaczepił i uderzył plastikową butelką z piwem jeden z kibiców "Tłoków". Ten zerwał się na nogi i ruszył w kierunku fana. Za nim na trybuny podążyli inni zawodnicy Pacers. Wywiązała się bójka, w której obie strony korzystały z butelek, krzeseł, kubków z napojami i lodu. Zbiegający do szatni koszykarze Indiany zostali obrzuceni m.in. piwem, lodami i popcornem. Nie pomogły prośby o spokój Larry'ego Browna, trenera "Tłoków" i mecz musiał zostać przerwany. - To najgorsza rzecz jaką widziałem w swojej dotychczasowej przygodzie z koszykówką. Jestem zażenowany, że byłem częścią takiego "widowiska" - powiedział Brown. - Nie sądzę, aby ktoś z kibiców został aresztowany - powiedział jednak Tom Wilson, szef Palace Sports and Entertainment, hali, w której grają "Tłoki". Na razie nie wiadomo też czy wobec graczy Pacers, którzy dali się sprowokować fanom Pistons, zostaną wyciągnięte jakieś konsekwencje. - Trzeba być jednak przygotowanym na każdą ewentualność. Emocje wzięły górę, ale są pewne standardy, o których gracz NBA nie może zapomnieć - stwierdził Bill Walton, były zawodnik, a obecnie komentator stacji ESPN. Zobacz wyniki i zdobywców punktów w meczach z 19 listopada