Oba zespoły zajmują drugie pozycje w swoich konferencjach i od dłuższego czasu są już pewne miejsca w play off. Thunder mogą jednak jeszcze myśleć o pierwszym miejscu na koniec sezonu regularnego, a nowojorczycy raczej skupiają się na odpieraniu ataku Indiana Pacers. W Chesapeake Energy Arena, w obecności 18 203 widzów (komplet po raz 105. z rzędu), zawodnicy obu ekip urządzili sobie festiwal strzelecki. Łącznie trafili aż 24 "trójki", z czego 15 było dziełem graczy Knicks. Najskuteczniejszy na boisku był Russell Westbrook, który uzyskał dla gospodarzy 37 pkt. O jeden gorszy był as rywali Carmelo Anthony, który w czwartym kolejnym spotkaniu zdobył co najmniej 35 i obecnie jest najlepszym strzelcem ligi. W kluczowych momentach czwartej kwarty dwa razy za trzy punkty trafił jednak J.R. Smith i to jemu goście w głównej mierze zawdzięczają 50. zwycięstwo w sezonie. To ich najlepsze osiągnięcie od 13 lat. "Smith, choć często zaczyna mecze na ławce, od początku sezonu prezentuje się bardzo solidnie i jest ważnym ogniwem zespołu. I ja, i zespół wiemy też jednak, że można mu zaufać w decydujących momentach meczu" - powiedział o zdobywcy 22 pkt jego trener Mike Woodson. "Próbowaliśmy naciskać rywali, ograniczaliśmy im swobodę w ataku, ale oni trafiali nawet z bardzo trudnych pozycji" - ocenił skrzydłowy Thunder Kevin Durant, który zakończył spotkanie z 27 pkt. Po raz pierwszy w historii klubu Los Angeles Clippers zapewnili sobie tytuł najlepszej drużyny dywizji. Przypieczętowali ten sukces wygraną 109:95 nad lokalnym rywalem - Lakers, w cieniu którego byli od 29 lat, a teraz są wyraźnie wyżej notowani. "Jeziorowcy" po tej porażce spadli na dziewiąte miejsce na Zachodzie i do ostatniego dnia rozgrywek zasadniczych będą walczyć o przedłużenie sezonu. Lakers są na tyle zdeterminowani, że trener Mike D'Antoni tylko na 40 s pozwolił odsapnąć największej gwieździe zespołu Kobe Bryantowi. Tak dużo czasu spędził on na boisku ostatnio 12 kwietnia 2007 roku. Jego 25 pkt, 10 asyst i siedem zbiórek okazało się jednak niewystarczające do zwycięstwa. Blake Griffin i Chris Paul zdobyli po 24 pkt oraz zanotowali po 12, odpowiednio, zbiórek i asyst. "Cieszy nas pierwszy mały sukces, ale na pewno nie satysfakcjonuje. Mamy ambitniejsze plany i przekonanie, że zmierzamy we właściwym kierunku" - zaznaczył Paul. Dziewiątej porażki z rzędu, a siódmej przed własną publicznością, co jest niechlubnym rekordem klubu, doznali koszykarze Phoenix Suns. Bez wciąż leczącego kontuzję stopy Marcina Gortata ulegli New Orleans Hornets 92:95. Gospodarze tylko w pierwszej kwarcie dominowali na parkiecie, później do głosu doszły "Szerszenie", które przerwały serię ośmiu kolejnych porażek w obcych halach. W ekipie Suns najskuteczniejszy był Markieff Morris - 18 pkt, jeden mniej zdobył Argentyńczyk Luis Scola. Lider gości z dorobkiem 20 pkt był Anthony Davis. "Nie ma żadnych pozytywów w naszej grze. Wiemy, co musimy poprawić, ciężko pracujemy, ale nie widać efektów" - samokrytycznie przyznał Scola. Wyniki niedzielnych meczów NBA: Oklahoma City Thunder - New York Knicks 120:125 Los Angeles Clippers - Los Angeles Lakers 109:95 Boston Celtics - Washington Wizards 107:96 Cleveland Cavaliers - Orlando Magic 91:85 Sacramento Kings - Memphis Grizzlies 87:89 Detroit Pistons - Chicago Bulls 99:85 Golden State Warriors - Utah Jazz 90:97 Phoenix Suns - New Orleans Hornets 92:95 Portland Trail Blazers - Dallas Mavericks 91:96