Kolejny etap negocjacji w piątek i sobotę odbył się w jednym z hoteli na nowojorskim Manhattanie. Podobnie jak wcześniejsze nie przyniósł przełomu, a zdaniem obu stron do porozumienia wciąż jest bardzo daleko. Prawdopodobieństwo przełożenia rozpoczęcia sezonu rośnie. - Prawda jest taka, że przed nami daleka droga. Ekstremalnie daleka. Nawet po pewnej weryfikacji stanowiska, do której doszło, nasze propozycje wciąż są bardzo odległe od siebie - powiedział Fisher. Nowy sezon powinien się rozpocząć 1 listopada, ale brak umowy zbiorowej między zawodnikami a właścicielami klubów może spowodować nie tylko jego opóźnienie i skrócenie, lecz nawet odwołanie. W poprzednim tygodniu NBA ogłosiła odwołanie obozów i pierwszej serii meczów przedsezonowych. - Zrobimy wszystko, by sezon nie musiał być odwołany. Mam nadzieję, że ostatnie rozmowy choć trochę przybliżyły nas do porozumienia - podkreślił komisarz NBA David Stern. Spór dotyczy zarobków zawodników. W minionych rozgrywkach szefowie zespołów przeznaczali na pensje 57 procent wpływów. Teraz chcieliby obniżyć ten pułap do około 50 proc. Koszykarze o takiej redukcji nie chcą słyszeć i proponują poziom 53 proc. Głównym argumentem właścicieli klubów są straty finansowe z minionego sezonu - poniosły je 22 z 30 zespołów, a wyniosły łącznie 300 mln dolarów. Trwający lokaut jest czwartym w historii ligi. Najdłuższy trwał ponad pół roku - od lipca 1998 do 20 stycznia 1999 roku. Sezon rozpoczął się wtedy 7 lutego, a każda z ekip zamiast 82 meczów sezonu regularnego rozegrała zaledwie 50.