Tak było w poniedziałkowy wieczór w zwycięskim pojedynku z Washington Wizards (101:95), który Polak zakończył z dorobkiem 8 punktów, 3 zbiórek oraz 2 asyst. Nasz rodak pojawił się na parkiecie na 4 minuty i 35 sekund przed końcem I kwarty, zastępując Antonio McDyessa. Zaledwie 8 sekund później Lampe oddał pierwszy rzut z półdystansu, po którym piłka wpadła do kosza. Kolejne dwie próby Polaka także były skuteczne. W końcówce kwarty (7 sekund przed syreną) Polak nieudanym podaniem spowodował stratę i ratując sytuację faulował Christiana Laettnera, który trafił dwa wolne. Na 9 minut i 35 przed zakończeniem II kwarty nastąpiła zmiana powrotna i na parkiecie pojawił się McDyess. Lampe wrócił do gry po kolejnych niespełna 4 minutach, a jego kolejny rzut (tym razem "layupem") znów był celny. Suns do przerwy prowadzili 52:39 między innymi właśnie dzięki 100-procentowej skuteczności zawodnika znad Wisły, co podkreślił zresztą dziennik "The Arizona Republic". Seria czterech udanych prób z gry naszego rodaka została przerwana w IV kwarcie. (przy trzeciej wizycie na parkiecie). Na 9 minut przed końcem spotkania jego rzut został zablokowany przez Etana Thomasa. 10 sekund później Maciek opuścił parkiet, nie wracając już do ostatniej syreny. Mimo zwycięstwa, z gry swoich podopiecznych nie był zadowolony Mike D'Antoni. - To nie było ładne zwycięstwo, prawdopodobnie jedno z najmniej ładnych jakie widziałem w życiu - powiedział szkoleniowiec ekipy z Phoenix. - Mam nadzieję, że to jest lekcja, która możemy wykorzystać pozytywnie. Oczywiście dziś jest negatywnie, ale mam nadzieję, iż będzie pozytywnie jutro. Kolejny pojedynek Suns rozegrają w piątkowy wieczór. Tym razem czeka innych o wiele cięższe zadanie, gdyż ich rywalem będą rozpędzeni Grizzlies.