Do wyłonienia triumfatora potrzebna była dogrywka, w której niezastąpiony Allen Iverson zdobył w ciągu 60 sekund 7 punktów i przesądził o zwycięstwie pretendentów z Miasta Braterskiej Miłości. To pierwsza wpadka "Jeziorowców" od - bagatela - 67 dni i 20 spotkań. Podopieczni Phila Jacksona w tegorocznym play off wygrali wszystkie dotychczasowe 11 spotkań dystansując swych rywali średnio o 15 "oczek"... Okazja do rewanżu ekipie z Kalifornii nadarzy się już jutro, kiedy to również przed własną publicznością podejmą ekipę Larry`ego Browna. - Nikt na nas nie liczył. A my przyjechaliśmy tu by zwyciężyć i wygraliśmy - wykrzyczał filigranowy lider 76er, który uzbierał w całym meczu pokaźny dorobek 48 punktów trafiając z gry 18 ze swych 41 rzutów. Allen konsekwentnie, od pierwszych minut uciszał ponad 20-tysięczną publicznością, żądną 12 zwycięstwa swych pupili z rzędu w play off, która przywitała gości gromkimi okrzykami "Sweep! Sweep! Sweep!" (zmieść ich!). Po pierwszych 24 minutach gry niezwyciężeni od 1 kwietnia Lakers udali się do szatni z 6-punktowym deficytem (56:50) dla 76ers, a to za sprawą Iversona, który zaaplikował rywalom w tym okresie gry aż 30 "oczek" raz po raz dziurawiąc kosz rywali, a to po udanej penetracji, a to celnym rzutem z półdystansu. W połowie trzeciej ćwiartki gości dystansowali ekipę Phila Jacksona różnicą aż 15 punktów (73:58). Jednak szybko trzecie przewinienie w tej kwarcie arbitrzy odgwizdali podporze defensywy 76ers Dikembe Mutombo (16 zbiórek i 5 bloków) i gigant z Zairu musiał odpocząć na ławce rezerwowych. Na dodatek przeciw Iversonowi wręcz rewelacyjnie zaczął bronić Tyronn Lue i przewaga gości stopniała przed końcem trzeciej odsłony do raptem 2 punktów (77:75). Przez 23 minuty udawało się rezerwowemu Lakers (Lue ostatnie treningi poświęcał wyłącznie przygotowaniom do defensywy przeciw Iversonowi) powstrzymywać MVP sezonu regularnego. Podążający niczym cień za Iversonem Lue pozwolił królowi strzelców zdobyć od połowy trzeciej kwarty do ostatnich sekund dogrywki tylko 2 punkty z pola gry i byłby na pewno bohaterem swego zespołu gdyby... Oto na niespełna dwie minuty przed końcem dodatkowego czasu Iverson wykorzystał dwa rzuty wolne. Po chwili Lue spróbował wykazać się i w ofensywie i cisnął "dziki" rzut, piłkę przejęli goście szybko podając ją do Iversona, a ten bez asysty swego opiekuna przedziurawił wreszcie kosz rywali zza łuku 7,24 metra wyprowadzając 76ers na nikłe prowadzenie 101:99 na 80 sekund przed końcową syreną. Po chwili filigranowy wojownik dodał jeszcze dwa "oczka" i było już 103:99. - To było jak nóż w plecy - skomentował decydujące momenty spotkania coach Lakers Phil Jackson. Wśród pokonanych nie istniał wręcz Kobe Bryant. Rzucający obrońca z Miasta Aniołów trafił ledwie 7 z 22 rzutów z pola co złożyło się na mizerny dorobek 15 punktów okraszony sześcioma stratami. Jeszcze bardziej sromotnie zawiódł Derek Fisher, który w dotychczasowych występach imponował wręcz niewiarygodną skutecznością "za trzy". Tym razem rozgrywający Lakers zagrał z jedną asystą na koncie i nie zdobył ani jednego punktu! - No cóż, czeka nas przegrupowanie sił. To było dopiero pierwsze starcie - słusznie zauważył Shaquille O`Neal, który tym razem sam nie był w stanie pokonać rywali (44 punkty, 20 zbiórek). <A href="http://nba.interia.pl/playoff/2001p">Zobacz rywalizację w play off 2001</a> oraz <A href="http://sport.interia.pl/galerie/zdjecia?par=MjkBTkJBIC0gZmluYbN5AQE=">galerię zdjęć z meczu</a>