Kilkadziesiąt godzin po laniu na inaugurację serii (porażka 75:100) drużyna Marcina Gortata stanęła przed szansą zmazania plamy i doprowadzenia do wyrównania w rywalizacji o mistrzowskie pierścienie. - Nie jesteśmy tutaj dla samej obecności w finale, ale po to, żeby go wygrać - przypominał przed meczem trener Orlando Stan Van Gundy. Słowa szkoleniowca poskutkowały. Magic znów grali jak na najlepszy zespół Konferencji Wschodniej przystało. Już pierwsza kwarta pokazała, że goście z Florydy wyciągnęli wnioski z pierwszego spotkania. Magic podjęli fizyczną walkę z gospodarzami, mocniej bronili i wynik spotkania bardzo długo oscylował wokół remisu. Jednak dwie minuty przed końcem drugiej kwarty po rzucie za trzy punkty niewidocznego w pierwszej odsłonie Kobe Bryanta Lakers prowadzili 36:29 i zdawało się, że podopieczni Phila Jacksona odnaleźli właściwy rytm gry. Orlando nie pozwoliło jednak gospodarzom rozwinąć skrzydeł, tak jak w pierwszym spotkaniu. Rashard Lewis grał jak natchniony, cierpliwie do dobrych pozycji rzutowych dochodził też Hedo Turkoglu i po 36 minutach gry to Magic prowadzili 65:63. Blok i ułamek sekundy szansy W czwartej kwarcie goście z Florydy nadal pozytywnie zaskakiwali dobrą, zespołową koszykówką. Po dwóch wątpliwych decyzjach arbitrów "Jeziorowców" na prowadzenie 84:81 wyprowadził jednak Bryant, ale i tym razem Orlando nie straciło zimnej krwi. Błyskawicznie wyrównał J.J. Redick (84:84) i przez kilka kolejnych akcji prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Na 9 sekund przed końcem Kobe mógł dać zwycięstwo gospodarzom. Filar ekipy z LA minął pilnującego go Turkoglu i naciskany przez trzech obrońców próbował rzucić z kilku metrów. Bryant całkiem zapomniał jednak nie tylko o pozostawionych bez krycia partnerach, ale i o tureckim skrzydłowym, który zdołał zablokować jego rzut! Na 0,6 sekundy przed końcem regulaminowego czasu gry goście mogli przełamać remis i zapewnić sobie cenne zwycięstwo. Po podaniu Turkoglu rzutu o tablicę - równo z końcową syreną - nie trafił Courtney Lee. Dogrywka! Spokój liderów Lakers 3 minuty i 20 sekund przed końcem dogrywki Orlando po akcji 2+1 Dwighta Howarda prowadziło 91:90, ale finisz należał do gospodarzy. Najpierw z trudnej pozycji trafił Bryant, chwilę później po jego podaniu spod kosza trafił faulowany przy tej próbie Pau Gasol i Lakers odskoczyli na prowadzenie 97:91, którego nie oddali już do ostatniej syreny. Po dobrym, trzymającym w napięciu spotkaniu Lakers pokonali na własnym parkiecie Magic 101:96 i zrobili drugi krok w stronę mistrzowskiego tytułu. Kolejne spotkanie w nocy z wtorku na środę polskiego czasu w Orlando. Kwadrans Gortata Tym razem Marcin Gortat przebywał na parkiecie przez równy kwadrans. W tym czasie reprezentant Polski zaliczył 4 punkty (1/4 z gry, 2/4 wolne) i 3 zbiórki. Nie był to więc równie efektowny pod względem statystycznym występ, co w pierwszym spotkaniu. Gortat co prawda bardzo dobrze spisał się w defensywie (nawet broniąc eksperymentalnie przeciwko Lamarowi Odomowi), ale do pełni zadowolenia zabrakło mu zimnej krwi pod atakowanym koszem. Widoki na przyszłość Czapki z głów przed Orlando. Po pierwszym spotkaniu serii byłem przekonany, że emocje czekać nas będą dopiero na Florydzie, a w Staples Center rozpędzeni Lakers raz jeszcze rozbiją rywali. Tymczasem Magic szybko odbudowali się po wysokiej porażce i byli o włos od wywiezienia z Los Angeles zwycięstwa. A Lakers? Z pewnością to nie był wielki mecz gospodarzy, ale wielkie drużyny poznaje się też po tym, że nawet średnie występy potrafią zamieniać na zwycięstwa i za to również należą się gospodarzom słowa uznania. Inna sprawa, że w drugim spotkaniu mieli sporo szczęścia. W czwartej kwarcie kilka decyzji sędziów wyraźnie skrzywdziło Orlando. Dobrze, że w dogrywce o zwycięstwie Lakers zadecydowały jedynie umiejętności koszykarskie. Teraz rywalizacja przenosi się na Florydę. Jeśli zawodnicy Orlando w kolejnym meczu znowu tak znacząco się poprawią, to fani Magic zapewne doczekają się upragnionego zwycięstwa. Los Angeles Lakers - Orlando Magic 101:96 po dogrywce (15:15, 25:20, 23:30, 25:23, 13:8) Los Angeles: Bryant 29 (8 asyst), Gasol 24 (10 zbiórek), Odom 19 (8 zbiórek), Fisher 12, Ariza 8, Bynum 5, Farmar 4, Walton 0, Vujacić 0. Orlando: Lewis 34 (6x3, 11 zbiórek, 7 asyst), Turkoglu 22, Howard 17 (16 zbiórek), Redick 5, Gortat 4, Nelson 4, Alston 4, Lee 2, Pietrus 2, Battie 2. Stan rywalizacji do czterech zwycięstw: 2:0 dla Los Angeles Lakers