Wreszcie serię porażek przełamali Utah Jazz. Gracze z Salt Lake City pokonali na własnym parkiecie San Antonio Spurs 97:96. To była pierwsza wygrana "Jazzmenów" po dziewięciu porażkach i równocześnie pierwsze zwycięstwo nad "Ostrogami" po prawie pięciu latach. Ostatnio taka sztuka ekipie z Utah udała się 6 lutego 2000 roku. Początek spotkania w Minneapolis nie zapowiadał zwycięstwa "Jeziorowców". W pierwszej kwarcie goście mieli 19-procentową skuteczność i jedynym zawodnikiem, który utrzymywał ich na powierzchni był Bryant. Obrońca ekipy z Los Angeles zdobył w tej części dziewięć z 14 punktów drużyny, Wolves mieli ich na koncie 27. - Kobe w pierwszej kwarcie utrzymał nas przy życiu, ponieważ reszta graczy w tym momencie pudłowała - obrazowo ocenił sytuację Chucky Atkins, obrońca Lakers. Niewiele lepiej było w kolejnych dwóch kwartach. Do przerwy gospodarze prowadzili 53:44, a po trzeciej odsłonie było 76:67 dla ekipy z Minneapolis. - Rozpoczęliśmy ten mecz bardzo dobrze. Podejmowaliśmy odpowiednie decyzje rzutowe. Im jednak mecz trwał dłużej, to z naszą skutecznością było coraz gorzej - powiedział Kevin Garnett, skrzydłowy "Leśnych Wilków". Czwarta kwarta zaczęła się od wyśmienitej serii "Jeziorowców" (26:7). Bryanta, który w całym meczu rzucił 31 punktów, dzielnie wspomagał wspomniany wyżej Atkins: 23 "oczka", siedem zbiórek i siedem asyst. - Chucky jest twardym zawodnikiem. Poza tym to weteran i grał już w niejednym trudnym spotkaniu. Po niezbyt udanym początku (zero punktów w pierwszej kwarcie), zaczął grać bardzo dobrze - chwalił swojego podopiecznego coach Rudy Tomjanovich. - Jestem dumny z zespołu. Nawet wtedy, gdy pudłowaliśmy, staraliśmy się grać dobrze. Tego brakowało w kilku poprzednich meczach i stąd porażki. W poniedziałek nasza konsekwencja się opłaciła - dodał Atkins. Usprawiedliwianiem dla Wolves nie może być brak Sama Cassela, który opuścił drugie spotkanie z rzędu z powodu urazu ścięgna podkolanowego. Ekipa z Minneapolis przegrała szósty mecz na siedem, w którym prowadziła 16 albo więcej punktami. Mehmet Okur pozwolił "Jazzmenom" na przerwanie serii porażek trafiając w ostatnich sekundach meczu w Salt Lake City. Turek zdobył także najwięcej punktów dla swojej drużyny (23). Na 47 sekund przed końcem meczu "Ostrogi" na prowadzenie 96:95 wyprowadził Tim Duncan. Potem obie drużyny nie mogły trafić do kosza, ale w końcu ta sztuka udała się Okurowi. Ekipa z Salt Lake City nadal musi grać bez trójki kontuzjowanych zawodników: Andrieja Kirilenki, Matta Harpringa i Rajy Bella. Grający zespołowo Boston Celtics pokonał Orlando Magic 119:101. Ośmiu graczy gospodarzy zanotowało podwójną zdobycz punktową, a najlepszym strzelcem w drużynie był Paul Pierce, który zdobył 18 "oczek". Magic przerwali tym samym swoją serię trzech zwycięstw z rzędu. Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w meczach z 10 stycznia