Oczywiście mistrzowie NBA z poprzedniego sezonu swoje czwartkowe spotkanie z Memphis Grizzlies przegrali - 79:101. To była największa porażka "Tłoków" w tegorocznych rozgrywkach. - Nie wiem, jak mam opisać to co się wydarzyło dzisiaj. Po prostu czasami tak się zdarza - powiedział Hamilton, który nie trafił żadnego z 10 rzutów z gry. Był za to bezbłędny na linii osobistych (14 na 14). Grizzlies do wygranej w Detroit poprowadził Bonzi Wells, który zdobył 23 punkty. Dla tego gracza była to z pewnością słodka zemsta, gdyż Pistons wybrali go w pierwszej rundzie draftu w 1998 roku, ale zanim zdążył zadebiutować w barwach tego zespołu, oddano go do Portland Trail Blazers. - Zagraliśmy tak jakby to był sen, ale nasz sen - obrazowo określił postawę drużyny Wells. - Ostatnio gramy zdecydowanie lepiej niż na początku sezonu. Trochę nam zajęło przystosowanie się do systemu coacha Fratello, ale teraz wszystko sprawnie działa - dodał koszykarz. Od czasu, gdy Mike Fratello objął ekipę z Memphis 2 grudnia, ta ma bilans 12-6. Poza tym Grizzlies w końcu przełamali swoją niemoc w Detroit. Wygrali po raz pierwszy w tym mieście od listopada 1997 roku. Wtedy siedzibą klubu było jeszcze kanadyjskie Vancouver. - Nie chcę im odbierać radości ze zwycięstwa. Zagrali wspaniale, naprawdę czapki z głów, ale moja drużyna w tym spotkaniu zaprezentowała się bardzo słabo - stwierdził Larry Brown, szkoleniowiec "Tłoków". Tim Duncan 18 ze swoich 27 punktów zdobył w drugiej połowie meczu, w którym San Antonio Spurs pokonali Indianę Pacers 111:98. Lider "Ostróg" miał ponadto 12 zbiórek. Dzielnie wspierali go Tony Parker (26 "oczek") i Manu Ginobili (18). W zespole gości najlepszym strzelcem był Jermaine O'Neal, który rzucił 32 punkty. Jest on jednym z siedmiu koszykarzy, którzy postanowili, że przez tydzień będą przeznaczać 1000 dolarów za każde zdobyte "oczko" na rzecz poszkodowanych przez tsunami w Azji Południowo-Wschodniej. Jednak jego dorobek punktowy nie wystarczył do pokonania Duncana i spółki. Gilbert Arenas, obrońca Washington Wizards, sprawił sobie w czwartek miły prezent na 23 urodziny. Zdobywając 27 punktów był liderem drużyny, która pokonała Seattle SuperSonics 107:96. Koledzy z zespołu nie chcieli być gorsi od niego i aż sześciu z nich uzyskało podwójną liczbę punktów. To było kluczem do zwycięstwa, gdyż w "Naddźwiękowcach" tylko Rashard Lewis grał na swoim poziomie. Skrzydłowy Sonics uzyskał 35 "oczek", przy dobrej skuteczności (14 z 26 z gry). Gorszy dzień miał Ray Allen, który rzucił co prawda 17 punktów, ale przy słabym procencie (6 z 20 z gry). <a href="http://nba.interia.pl/wyn/2005w?data=6.01">Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w meczach z 6 stycznia</a>