- Jestem dumny z postawy chłopaków, biorąc pod uwagę tak trudne okoliczności w jakich się znaleźliśmy - powiedział Rick Carlisle, trener zespołu z Indiany. Sytuacja przed meczem przedstawiała się dla niego wręcz tragicznie. Władze NBA zawiesiły bowiem Rona Artesta, Jermaine'a O'Neala i Stephena Jacksona za udział w bójce z kibicami, do jakiej doszło w piątek w Detroit. Poza tym Cirlisle nie mógł skorzystać z kontuzjowanych Jonathana Bendera, Scota Pollarda i Jamaala Tinsleya. - Jeszcze nigdy nie byłem w sytuacji, że mogłem skorzystać tylko z sześciu graczy podczas meczu. Zagraliśmy najlepiej jak mogliśmy, ale w czwartej kwarcie zabrakło nam już trochę "pary" - stwierdził trener drużyny z Indiany. Z pierwszej piątki Pacers, która wyszła na parkiet w spotkaniu przeciwko Detroit, został jedynie Austin Croshere. Nie on jednak był najlepszym graczem swojej drużyny. Został nim Fred Jones, który w ciągu 48 minut przebywania na parkiecie zdobył 31 punktów (oba wyniki są jego rekordami w karierze). Wraz z nimi w pierwszej piątce zespołu z Indiany wyszli tak znani koszykarze jak: Eddie Gill, James Jones i David Harrison, a jedynym "ławkowiczem" był John Edwards. - Biorąc pod uwagę sytuację, sądzę że drużyna pokazała charakter - oświadczył Cirlisle. W ekipie z Orlando na wyróżnienie zasłużył przede wszystkim Grant Hill. 28 punktów, z czego 12 w czwartej kwarcie, przy dobrej skuteczności (10 z 16 z gry), siedem zbiórek i sześć asyst to świetny dorobek. - Nie mogliśmy zwracać uwagi na to, że nasi przeciwnicy grają tylko w szóstkę. Wiedzieliśmy, że rywale wyjdą na parkiet i będą chcieli rozegrać dobre spotkanie - stwierdził Hill. Dogrywki potrzebowali koszykarze Houston Rockets, by pokonać w Staples Center Los Angeles Clippers 91:86. Najlepszym ich graczem był Tracy McGrady. Najpierw doprowadził do doliczonego czasu gry trafiając dwa rzuty wolne na 1,1 s przed końcem czwartej kwarty, a potem dodał pięć punktów w dogrywce (w sumie zdobył 32 "oczka"). - Taka jest moja rola. Gdy zespół mnie potrzebuje biorę odpowiedzialność w swoje ręce - stwierdził "T-Mac". Dzień po porażce z Miami Heat po dogrywce 105:107 Utah Jazz pokonali w Atlancie Hawks 92:79. I to nie Andriej Kirilenko, ani Carlos Boozer najbardziej przyczynili się do tej wygranej. Na pierwszy plan wysunął się Mehmet Okur. 18 punktów Turka (5 z 8 z gry, 7 z 7 wolnych) pomogło Jazmmenom uporać się z "Jastrzębiami". Okura w Philips Arena głośno dopingowała 400-osobowa grupa jego rodaków, którzy z pewnością mieli powody do radości. <a href="http://nba.interia.pl/wyn/2005w">Zobacz wyniki i zdobywców punktów w meczach z 20 listopada</a>