Myli się jednak ten, kto uważa, że zwycięstwo przyszło gospodarzom łatwo. Nic z tych rzeczy... Wprawdzie gospodarze wygrywali już różnicą 12 punktów po trzech kwartach, ale zryw Pistons doprowadził do stanu 74:73 dla Heat na osiem minut przed końcem. Stało się to po rzucie za trzy Chaunceya Billupsa. W następnej ofensywnej akcji gracze z Detroit mogli wyjść na prowadzenie - na miejscu był jednak Dwyane Wade, który zablokował próbę "zapakowania" piłki do kosza przez Antonio McDyessa. - To było zagranie meczu - przyznał szkoleniowiec gości Flip Saunders. Później Pistons nie byli już w stanie nawiązać walki. Wade zdobył 35 punktów, a Shaquille O'Neal dodał 27 "oczek" oraz zapisał na swoim koncie 12 zbiórek dla ekipy z Miami, która podobnie jak w ubiegłorocznym finale Wschodu prowadzi 2-1 w serii "best-of-seven". Dwanaście miesięcy temu Pistons zdołali odrobić stratę i wyeliminować Heat, a jak będzie tym razem? - Musimy wrócić do tablicy i zobaczyć co zrobiliśmy źle - wyjaśnił McDyess, który zdobył dziewięć punktów. Najlepszym strzelcem zespołu z Motown był Billups, który zdobył 31 "oczek". Rip Hamilton rzucił 20 punktów, ale zawiódł Tayshaun Prince, zaliczając tylko jeden celny rzut z gry (3 pkt). Pistons mieli 42-procentową skuteczność z gry, podczas gry Heat trafili aż 58 procent ze swoich rzutów. Nie bez znaczenia była też olbrzymia przewaga miejscowych w zbiórkach (40-27) oraz w zdobyczy punktowej spod kosza (50-16). Mecz numer 4 zaplanowano na poniedziałkowy wieczór w Miami, a później seria wraca na piąte starcie na przedmieście Detroit do The Palace of Auburn Hills. <a href="http://nba.interia.pl/playoff/2006p" class="more" style="color:#07336C">Zobacz PRZEBIEG RYWALIZACJI oraz NAJLEPSZYCH STRZELCÓW w finałach Konferencji Wschodniej oraz Zachodniej</a>