Dla ekipy z Miami, która już wcześniej zapewniła sobie pozycję numer 1 w Konferencji Wschodniej, była to druga porażka z rzędu i pierwsza w 19 ostatnich "domowych" pojedynkach. Gospodarzom nie pomógł nawet Dwayne Wade, który osamotniony i osaczony przez obronę mistrzów świata rozegrał swoje najsłabsze spotkanie w sezonie, zdobywając zaledwie pięć punktów (1/6 z gry) i opuszczając parkiet przed końcem po sześciu przewinieniach. W tej sytuacji ciężar gry na swoje barki próbował wziąć Eddie Jones. Ten doświadczony gracz uzyskał 19 "oczek" (8/17 z gry) dla Heat, którzy fatalnie wykonywali także rzuty wolne (14/26). "Tłoki" wykorzystały te słabości i po trzech kwartach prowadziły 64:49, a w ostatniej części "dowiozły" sukces do końca. W jak zwykle zbilansowanym zespole z Detroit Richard Hamilton rzucił 17 punktów, Tayshaun Prince dodał 16 "oczek", a Ben Wallace zdobył 12 punktów i zaliczył 14 zbiórek. - Za każdym razem gdy wygrywasz w Miami o pierwszej popołudniu (mecz rozgrywany był we wczesnej porze z powodu transmisji w stacji ABC - przyp. red.), to jest ciężko - powiedział Larry Brown - szkoleniowiec Pistons, którego zespół wygrał po raz szósty z rzędu i prawdopodobnie przystąpi do playoffs na Wschodzie z drugiej pozycji. - Oni nigdy się nie poddają. Mam nadzieję, że spotkamy się z nimi w innej serii. To byłaby świetna rywalizacja. W kolejny wieczór San Antonio Spurs musieli rozegrać aż dwie dogrywki i to znów na wyjeździe. W sobotę pokonali w ten sposób Clippers, a w niedzielę wygrali z Golden State Warriors 136:134. Bohaterem pojedynku w Oakland był Tony Parker, który zdobył 35 punktów, a jego "lay-up" na 2,9 s przed końcem drugiej dogrywki dał gościom zwycięstwo. - Byłem wykończony - przyznał rozgrywający, który w przeciągu 48 godzin przebywał na parkiecie 99 minut (!). - Jeśli doszłoby do III dogrywki, byłoby ciężko. Na podkreślenie zasługuje fakt, iż Spurs bez narzekających na różnego typu urazy Tima Duncana, Manu Ginobilego oraz Rasho Nesterovicia zdołali jednak odnieść czwarte zwycięstwo w ostatnich pięciu meczach i przerwać serię ośmiu kolejnych sukcesów Warriors. O wyniku meczu Pacers z Knicks (112:113) decydowała jedna dogrywka. Nowojorczycy przerwali serię dziewięciu porażek. Do dziesiątego niepowodzenia nie dopuścił Michael Sweetney, który popisał się udaną dobitką tuż przed końcową syreną. - Pięknie - mówił po meczu szczęśliwy strzelec. - Po raz pierwszy wykonałem zwycięski "at the buzzer". New Orleans Hornets ponieśli już 58. porażkę w obecnych rozgrywkach. W niedzielę przegrali u siebie z Portland Trail Blazers 81:90. Polski koszykarz nie zdobył żadnego punktu. 20-letni Lampe przebywał na parkiecie przez 14 minut. W tym czasie oddał sześć rzutów, ale wszystkie były niecelne. Ponadto zapisał na swoim koncie siedem zbiórek oraz jeden blok. Blazers do wygranej poprowadził Shareef Abdur-Rahim - 25 punktów i dziesięć zbiórek. Wśród pokonanych najskuteczniejszy był Lee Nailon (20 pkt). Koszykarze Hornets, z dorobkiem 18 zwycięstw i 58 porażek, nadal zamykają tabelę Konferencji Zachodniej i zajmują trzecie od końca miejsce w lidze NBA. <a href="http://nba.interia.pl/wyn/2005w?data=10.04">Zobacz wyniki oraz zdobywców punktów w meczach z 10 kwiernia</a>