Dla Shaqa przyjazd do Orlando miał charakter sentymentalny. To właśnie na Florydzie O'Neal zaczynał w 1992 roku zawodową karierę. Z drużyną Magic był związany przez cztery lata. Później trafił do Los Angeles Lakers, skąd w 2004 roku przeniósł się do Miami Heat, a następnie w ubiegłym sezonie do Suns. Konfrontację ze swoim byłym klubem i koszykarzem okrzykniętym jego następcą potraktował niezwykle poważnie. Już w pierwszej akcji meczu zablokował rzut hakiem Howarda, pokazując, że różnica wieku i sprawności dzieląca obydwu gwiazdorów tego dnia nie będzie się liczyć. Przez blisko trzy i pół kwarty mecz był zacięty, prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Shaq toczył fizyczny bój z "Supermanem", ale żadnemu z nich nie udało się zdominować rywala. O'Neal zakończył spotkanie z dorobkiem 19 punktów (9/13 z gry), 11 zbiórek, 3 przechwytów i 2 bloków, a Dwight zaliczył 21 "oczek" i 8 razy zbierał piłkę z tablicy. Losy spotkania rozstrzygnęli strzelcy Orlando; Rashard Lewis i Hedo Turkoglu. Na 7 minut i 24 sekundy przed końcem Suns prowadzili 91:88 (rzut za trzy bardzo skutecznego Jasona Richardsona), ale odpowiedź gospodarzy była piorunująca. Duet Lewis - Hedo trzy razy z rzędu trafił z dystansu i podopieczni Stana Van Gundy'ego odskoczyli rywalom na bezpieczny dystans. Pierwszy z nich zakończył mecz z dorobkiem 29 punktów, drugi dołożył 22. Bardzo dobrze w pojedynku gigantów spisał się Marcin Gortat, który często dawał odpocząć zmęczonemu rywalizacją z O'Nealem Howardowi. Nasz człowiek w NBA w ciągu 18 minut spędzonych na parkiecie zanotował 8 punktów (4/5 z gry), 8 zbiórek i 2 bloki. W zespole z Arizony najczęściej trafiali; wspomniany już wcześniej Richardson (27) i wracający do gry po opuszczeniu trzech spotkań (skręcenie kostki) Steve Nash (20). Powrót Billupsa do Detroit Kibice zgromadzeni w Palace of Auburn Hills owacją na stojąco przywitali Chauncey Billupsa, który wraz z Pistons przed paroma laty sięgnął po mistrzostwo NBA, a na początku bieżących rozgrywek został wysłany do Denver Nuggets w zamian za Allena Iversona. Billups rozegrał jedno z najlepszych spotkań w sezonie (34 punkty to jego rekord w rozgrywkach), ale jego gra nie wystarczyła do zwycięstwa nad Pistons. Gospodarze wygrali 100:95. "Mogę zapomnieć o meczu, ale zachowanie kibiców na zawsze pozostanie w moim sercu" - przyznał wzruszony Billups. Pistons zagrali bez kontuzjowanego Allena Iversona. Po drugiej stronie parkietu zabrakło zawieszonego za niesportową postawę Carmelo Anthony'ego. W meczu z Indiana Pacers mistrz olimpijski z Pekinu odmówił zejścia z parkietu, kiedy trener George Karl chciał posadzić go na ławce rezerwowych. Starcie braci w Staples Center Do ciekawej rywalizacji doszło w Staples Center w Los Angeles. Przeciwko sobie zagrali bracia Marc i Pau Gasol. Więcej powodów do zadowolenia miał ten drugi, jego drużyna (Lakers) pokonała Memphis Grizzlies 99:89. Na parkiecie lepiej wypadł jednak młodszy z hiszpańskich braci. Marc zaliczył 17 punktów, 14 zbiórek i 3 bloki, a Pau powiększył dorobek "Jeziorowców" o 13 "oczek" i 8 zebranych piłek. Gospodarzy do zwycięstwa poprowadził Kobe Bryant. Lider wicemistrzów NBA w ciągu niespełna 30 minut gry zdobył 31 punktów, trafiając 12 z 23 rzutów z gry. Wtorek na parkietach NBA: Orlando Magic - Phoenix Suns 111:99 Charlotte Bobcats - Chicago Bulls 96:80 Detroit Pistons - Denver Nuggets 100:95 Milwaukee Bucks - New Jersey Nets 95:99 Minnesota Timberwolves - Golden State Warriors 94:118 Houston Rockets - Toronto Raptors 107:97 Sacramento Kings - Indiana Pacers 109:117 Los Angeles Lakers - Memphis Grizzlies 99:89