Rok temu o tej porze Celtics od dawna byli już na wakacjach. W tym dopiero co zakończyli batalię o mistrzowskie pierścienie. Skąd ta wielka przemiana ekipy z Bostonu? Z rewolucyjnych zmian w składzie. Latem ubiegłego roku dotychczasowego lidera zespołu, Paula Pierce'a wsparła bowiem para gwiazd NBA; Kevin Garnett z Minnesota Timberwolves i Ray Allen z Seattle Supersonics. Jak to się stało, że trójka graczy, która dotychczas grała pierwsze skrzypce w swoich zespołach tak szybko przestawiła się na skuteczną grę z nowymi partnerami? "Bardzo dużo ze sobą rozmawialiśmy od samego początku. Wytłumaczyliśmy sobie, że to drużyna Paula. Nie mieliśmy z tym najmniejszego problemu" - opowiada o wyborze lidera Garnett. "Doc (trener Doc Rivers - przyp.red) powiedział nam, że musimy poświęcić się dla drużyny; grać zespołowo i dzielić się piłką. Tak też było. Cały sezon graliśmy bardzo zespołowo" - dodaje Garnett. Przed sezonem zrewolucjonizowani Celtics byli wymieniani w gronie faworytów rozgrywek, ale nie brakowało też głosów, że podopieczni Doca Riversa nie będą na tyle mocni, by awansować do finału. "Mówiono nam, że nie mamy rozgrywającego. Rajon Rondo sprostał krytyce. Zobaczcie jak on, czy Kendrick Perkins zmienili się podczas sezonu. Ta drużyna bardzo dojrzała" - zauważa Garnett. Najlepszy obrońca rozgrywek przyznał, że gra w Bostonie ma szczególne znaczenie dla koszykarza. "Wchodzisz do hali i widzisz puchary, zdjęcia. Na treningi i spotkania przychodzą byli wielcy zawodnicy. To wielka odpowiedzialność grać tutaj i kontynuować ich tradycję".