Najwięcej punktów dla gospodarzy rzucił Kyrie Irving, 29, ale show ukradł LeBron James, który zanotował triple-double. Najlepszy zawodnik tegorocznego finału NBA zdobył we wtorek 19 punktów, zebrał 11 piłek i zanotował 14 asyst. Przed meczem w Quicken Loans Aren odbyła się ceremonia zawieszenia mistrzowskiego sztandaru za wspaniały poprzedni sezon, którego kulminacją było finałowe zwycięstwo nad Golden State Warriors 4-3, mimo że koszykarze z Cleveland przegrywali już 1-3. "Jeśli nie jesteś, stąd, tutaj nie mieszkasz albo nie trafiłeś do Cleveland, to twoje życie nie ma sensu w tym momencie" - mówił James, który urodził się w Akron, położonym właśnie w stanie Ohio. Zawodnik wrócił do Cleveland, gdzie zaczynał swoją zawodową karierę, w 2014 roku, aby doprowadzić zespół z rodzinnego stanu do pierwszego mistrzostwa w historii, co mu się udało w zeszłym sezonie. "Cleveland przeciwko światu" - dodał jeszcze w poruszającym przemówieniu. Każdy z zawodników, trenerów, właścicieli Cavaliers zaprezentował też mistrzowskie pierścienie, które zakończyły 52-letnie oczekiwanie Cleveland na pierwszy poważny sportowy tytuł. "To był wspaniały moment, aby jeszcze raz przeżyć nasze osiągnięcie z zeszłego sezonu, które zawsze będzie z nami. Dzisiaj atmosfera była niewiarygodna" - stwierdził James. Po pierwszej kwarcie wtorkowego meczu "Kawalerzyści" prowadzili wysoko 28:18. Knicks poderwali się jednak do walki i na przerwę schodzili jedynie z dwupunktową stratą (42:44). Potem jednak gospodarze dokręcili "śrubę", odnosząc przekonywujące zwycięstwo. Warriors natomiast to drużyna, która w poprzednim sezonie zasadniczym miała rekordowy bilans 73-9, ale mimo to nie zdobyła mistrzostwa NBA. W lipcu do zespołu z Oakland dołączył jednak Kevin Durant, jeden z najlepszych zawodników ligi. Warriors z miejsca stali się największymi faworytami sezonu 2016/17, ale inauguracji nie będą miło wspominać. Grali niedokładnie, popełnili 16 strat, a także brakowało im waleczności pod tablicami. Pozwolili rywalom aż na 21 ofensywnych zbiórek. Zawiódł ich także element, na którym zwykli opierać grę, czyli rzuty za trzy punkty. Ich skuteczność zza łuku wyniosła zaledwie 21,2 procent (7/33). - Oglądanie zapisu tego meczu będzie paskudnym przeżyciem. Rywale po prostu nas zawstydzili - powiedział trener gospodarzy Steve Kerr. Te czynniki spowodowały, że indywidualne wyczyny Duranta i najbardziej wartościowego zawodnika dwóch ostatnich sezonów (MVP) Stephena Curry'ego nie były w stanie wystarczyć do odniesienia zwycięstwa. Durant zakończył mecz z dorobkiem 27 punktów i 10 zbiórek. Curry dołożył 26 pkt. Obu ich przyćmił Kawhi Leonard z ekipy San Antonio. 25-latek robi systematyczne postępy i wiele wskazuje na to, że w tym sezonie zaprezentuje jeszcze wyższy poziom. Słynący ze świetnej gry w obronie Leonard zanotował pięć przechwytów, ale tym razem imponował także w ataku, zdobywając 35 punktów, co jest jego rekordem kariery. Dzielnie wspierał go LaMarcus Aldridge - 26 pkt i 14 zbiórek. Spurs w Oakland wygrali po raz pierwszy od prawie dwóch lat. W ostatnim wtorkowym meczu Portland Trail Blazers pokonali we własnej hali Utah Jazz 113:104. Do triumfu poprowadził ich duet Damian Lillard - C.J. McCollum. Pierwszy zdobył aż 39 punktów, a drugi dołożył 25. Gospodarze imponowali skutecznością rzutów z dystansu. Za trzy punkty trafili w 13 z 19 prób. Wśród pokonanych najlepsi byli weteran Joe Johnson (29 pkt) i Rodney Hood (26). Wyniki wtorkowych meczów NBA: Cleveland Cavaliers - New York Knicks 117:88 Golden State Warriors - San Antonio Spurs 100:129 Portland Trail Blazers - Utah Jazz 113:104