Wszystko po to, by wzbudzić w swoich graczach chęć walki, której zdaniem Rileya brakowało w trzech pierwszych, przegranych przez mistrzów NBA, meczach. I pewnie dlatego, by nie być pierwszym od 61 lat mistrzem National Basketball Association, który w sezonie po zdobyciu mistrzostwa odpadł w pierwszej rundzie bez wygrania choćby jednego meczu. Nic nie pomogło - Chicago także w ostatnim meczu okazali się lepsi wygrywając dzięki znakomitej obronie w Miami 92:79 i całą serię 4-0! Następny rywal - Detroit Pistons. Prawie 21 tysięcy widzów w American Airlines Arena dostało w pierwszych 120 sekundach dokładnie to, czego się spodziewało - Shaqa w roli głównej i szybkie prowadzenie 8:0 obrońców tytułu. Dostało też sędziów, którzy pozwalali na ostry kontakt od koszem - szczególnie, jeśli w roli tego, który miał faulować był koszykarz z wizerunkiem byka na trykocie. Trener Scott Skiles był najbardziej wściekły, kiedy sędziowie odgwizdali szybkie 2 przewinienia Benowi Wallace'wowi. Riley nie doczekał się jednak nokautującego ciosu swojej drużyny, na co bardzo liczyli miejscowi kibice. Pomimo fatalnej skuteczności rozgrywającego Bulls Kirka Hinricha, skuteczność strzelecka Gordona wystarczyła najpierw na wyrównanie 14:14 i fakt, że pomimo szalejącego pod koszami O'Neala oraz siedmiu zbiórek grającego w tym meczu w pierwszej piątce Jamesa Posey'a, Byki przegrywały po pierwszej kwarcie tylko 23:28. Bulls potrzebowali dziewięciu minut drugiej połowy by wyrównać stan meczu na 38:38 i co prawdopodobnie ważniejsze, posadzić na ławce z trzema przewinieniami Shaqa. Bulls trafiali do tego momentu lepiej zza linii trzech punktów (50 procent) niż z bliższej odległości (36 proc.), ale to i tak nic w porównaniu z ciągłymi kłopotami mistrzów NBA z linii rzutów osobistych - 7 na 17 czyli tylko 41 procent! Pod nieobecność rzutową Hinricha (2 na 7) i Andresa Nocioni (1 na 7), Bulls mogli na szczęście liczyć na Luola Denga (10 punktów), ale to oczywiście nie wystarczyło do objęcia choćby jednopunktowego prowadzenia w pierwszych 24 minutach meczu. Dobrze grający Wade (11 punktów, 7 asyst) dał Miami zasłużone prowadzenie 48:44, ale Scott Skiles i tak musiał być zadowolony - grać słabo i przegrywać tylko różnicą czterech punktów? Z tych czterech zrobiło się jednak szybko siedem (55:48), bo Hinrich ciągle nie mógł trafić do kosza i Skiles musiał poprosić o przerwę w grze. Nie tylko Bulls zbyt szybko decydowali się na oddawanie rzutów za trzy punkty, ale po raz pierwszy w serii Miami wygrywało walkę na ofensywnych i defensywnych tablicach. Przez siedem minut trzeciej kwarty Bulls trafili tylko 3 z 11 oddanych rzutów, ale i tak Miami nie potrafiło tego wykorzystać nie mając poza Wadem żadnego gracza potrafiącego regularnie zdobywać punkty. Dwa kolejne przechwyty ekipy z Chicago, aktywniejsza gra na ofensywnej tablicy i na minutę przed końcem trzeciej kwarty, po rzucie Denga, to Bulls prowadzili 65:62 i przed ostatnią kwartą 68:64. Z O'Nealem na ławce rezerwowych (pod tablicami znakomicie zastępował go Posey), Miami nie potrafiło zatrzymać ataków Chicago - dwa kolejne akrobatyczne trafienia Nocioniego i Gordona dały Bulls prowadzenie 78:72. Kiedy wrócił na parkiet Shaq zaraz dostał prezent w postaci nieodgwizdanego faulu na Gordonie, później był błąd Gordona i Bulls prowadzili już tylko jednym punktem (78:77). Bulls nie wytrzymają presji? Nie w tym roku - najpierw prowadzenie 84:79 po akcjach Gordona, a później nawet taktyka Rileya faulowania bez piłki zwykle fatalnie rzucającego osobiste Wallace'a nie zdała się na nic - Big Ben trafia SIEDEM kolejnych rzutów osobistych i Bulls prowadzą 88:79, wygrywając mecz 92:79. Jak dobrze grało Chicago w decydujących 24 minutach? Miami, na własnym parkiecie, zdobyło w drugiej połowie tylko 31 punktów... Przemek Garczarczyk z Miami *** W innych niedzielnych meczach New Jersey Nets pokonali Toronto Raptors 102:81, Phoenix Suns wygrały z Los Angeles Lakers 113:100, a Golden State Warriors uporali się z Dallas Mavericks 103:99. Zwycięzcy tych spotkań prowadzą w serii 3-1 i brakuje im tylko jednej wiktorii, aby awansować do kolejnej rundy playoffs. Bohaterem spotkania w Staples Center był Steve Nash. Dwukrotny zdobywca nagrody dla najlepszego zawodnika ligi (MVP) zanotował aż 23 asysty, co jest jego rekordem w karierze. Tylko jednego ostatniego podania zabrakło mu do wyrównania rekordu playoffs dzielonego wspólnie przez Earvina "Magica" Johnsona i Johna Stocktona. - Gdybyśmy trafiali lepiej, to Steve mógłby zanotować nawet 30 asyst - powiedział Mike D'Antoni, szkoleniowiec "Słońc". Raja Bell był bardziej stanowczy od swojego szkoleniowca. - Gdybyśmy celniej rzucali, mógłby mieć 35 ostatnich podań - stwierdził. 21 piłek zebrał kolega Nasha z zespołu Amare Stoudemire, ustanawiając swój rekord w playoffs. - On był dzisiaj bestią - powiedział o nim Bell. W poprzednim sezonie po czterech meczach I rundy Lakers prowadzili 3-1 w serii, ale heroiczna walka Suns przyniosław im trzy zwycięstwa z rzędu i awans. Czy w obecnym sezonie sytuacja może się powtórzyć, z tym, iż w głównej roli wystąpią podopieczni Phila Jacksona? - Nie sądzę - powiedział Stoudemire. - Zdecydowanie myślę, że tak - stwierdził z kolei Kobe Bryant. Baron Davis poprowadził Warriors do zwycięstwa nad Mavs. Obrońca ekipy z Kalifornii w decydujących trzech i pół minutach zdobył pięć ze swoich 33 punktów i zanotował dwie kluczowe asysty. Czy najlepsza drużyna sezonu zasadniczego utrzyma się w playoffs przekonamy się już we wtorek, kiedy w Dallas dojdzie do spotkania numer pięć. Konferencja Wschodnia: 4. Miami Heat - 5. Chicago Bulls 79:92 (28:23, 20:21, 16:24, 15:24) Heat: Dwyane Wade 24 (10 as.), Shaquille O'Neal 16, Alonzo Mourning 14, Udonis Haslem 8 (10 zb.), James Posey 5 (18 zb.), Jason Williams 5, Antoine Walker 4, Jason Kapono 3. Bulls: Ben Gordon 24, Luol Deng 22 (12 zb., 4 prz.), Ben Wallace 13 (11 zb.), Andres Nocioni 11, P.J. Brown 8, Chris Duhon 6, Kirk Hinrich 6, Malik Allen 2. Stan serii 0-4. 6. New Jersey Nets - 3. Toronto Raptors 102:81 (32:15, 24:22, 30:19, 16:25) Nets: Vince Carter 27, Richard Jefferson 23, Jason Kidd 17 (13 as.), Bostjan Nachbar 11, Mikki Moore 6, Antoine Wright 6, Marcus Williams 5, Josh Boone 3, Hassan Adams 2, Jason Collins 2. Raptors: Andrea Bargnani 16, Chris Bosh 13 (10 zb.), T.J. Ford 13, Juan Dixon 8, Jose Calderon 6, Joey Graham 6, Anthony Parker 5, Kris Humphries 4, Luke Jackson 4, Darrick Martin 2, Raszo Nesterović 2, Morris Peterson 2. Stan serii 3-1. Konferencja Zachodnia: 7. Los Angeles Lakers - 2. Phoenix Suns 100:113 (28:33, 23:25, 20:27, 29:28) Lakers: Kobe Bryant 31 (9 as.), Lamar Odom 19 (13 zb.), Maurice Evans 11, Smush Parker 11, Luke Walton 10, Kwame Brown 9, Shammond Williams 5, Brian Cook 2, Sasza Vujacić 2. Suns: Amare Stoudemire 27 (21 zb.), Shawn Marion 22 (11 zb.), Steve Nash 17 (23 as.), Leandro Barbosa 16, James Jones 11, Boris Diaw 9, Raja Bell 7, Kurt Thomas 4. Stan serii 1-3. 8. Golden State Warriors - 1. Dallas Mavericks 103:99 (21:27, 28:22, 28:28, 26:22) Warriors: Baron Davis 33, Jason Richardson 22, Stephen Jackson 19, Mickael Pietrus 16, Matt Barnes 8, Andris Biedrins 4, Al Harrington 1. Mavs: Jerry Stackhouse 24, Dirk Nowitzki 23 (15 zb.), Josh Howard 22 (12 zb.), Jason Terry 19, Devin Harris 8, DeSagana Diop 2 (13 zb., 4 bl.), Greg Buckner 1. Stan serii 3-1.