- To był dla mnie bardzo trudny okres. Najpierw męcząca była niepewność, czy w ogóle wrócę do sportu, a później, czy zdołam znowu być w czołówce. Teraz wiem, że mogę, a nawet, że stać mnie na zwycięstwa. To strasznie emocjonalna chwila - zaznaczyła. Za pośrednictwem Twittera gratulacje za udany comeback złożył Vonn jej partner Tiger Woods, który w tym czasie startował w turnieju w pobliżu Orlando i zajął... ostatnie miejsce. - Ja... grałem, a Linds zwyciężyła - napisał na Twitterze słynny golfista. Podkreślił też, że skala wysiłku i ryzyka, jakie pojawiają się w obu dyscyplinach jest nieporównywalna. - Ja niczym nie ryzykuję, a narciarstwo bywa bardzo niebezpieczne. Lindsey pokonywała własne granice, powrót kosztował ją wiele zdrowia. Każde ćwiczenie, każdy trening były jej małymi zwycięstwami. Teraz może być tylko lepiej, bo dzięki wygranej nabierze pewności siebie - zauważył Woods. Vonn ma w dorobku 60 triumfów w cyklu PŚ, dwa brakuje jej do Austriaczki Annemarie Moser-Proell, najbardziej utytułowanej alpejki pod tym względem. - Spróbuję nadal jeździć agresywnie i mam nadzieję, że pobiję ten rekord, choć nie powiem o sobie, iż jestem najlepszą narciarką w historii - zaznaczyła Amerykanka. Pucharowa karuzela zawita teraz do Europy, ale w najbliższe piątek i sobotę czterokrotna zdobywczyni Kryształowej Kuli nie wystąpi w szwedzkim Are, gdzie alpejki rywalizować będą w konkurencjach technicznych. - Wróciłam na podium, ale wciąż moje czucie nart i trasy nie jest optymalne. Muszę potrenować, by być w optymalnej dyspozycji na lutowe mistrzostwa świata w Vail - przyznała. Jak poinformowała w swoje rodzinne strony zamierza jednak zawitać znacznie wcześniej. "Najwyższa pora odwiedzić psa" - dodała Vonn.