35-letni Svindal zwyciężył na słynnej trasie w Kitzbuehel dwa lata po tym, jak doznał tu ciężkiej kontuzji. Wówczas upadł na ostatnim trawersie zjazdu i, mimo że opuścił stok o własnych siłach, okazało się, że zerwał więzadła krzyżowe w kolanie i uszkodził łękotkę. Ten uraz wyeliminował go na wiele miesięcy z rywalizacji. Do dzisiaj Norweg narzeka na ból w poszkodowanym kolanie. Tym razem zawodnicy nie mieli okazji pokonywać feralnego skrętu. Z powodu złych warunków atmosferycznych - padającego rano deszczu, a później gęstego śniegu - organizatorzy przenieśli metę w górę. Nieco wyżej też niż planowano zlokalizowano start. Svindal jest pięciokrotnym mistrzem świata. Zdobył też trzy medale olimpijskie, w tym złoto w Vancouver (2010) w supergigancie. Dwukrotnie triumfował w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Po raz trzeci wygrał supergigant w Kitzbuehel. W sobotę będzie miał okazję zmierzyć się ze zjazdem na słynnym Streiffie. W klasyfikacji generalnej PŚ prowadza slalomiści, którzy w piątek nie startowali - broniący trofeum Austriak Marcel Hirscher przed Norwegiem Henrikiem Kristoffersenem. Na trzecie miejsce awansował prowadzący w punktacji zjazdu Jansrud. Z dalszym numerem startowym na trasę wyruszy jedyny Polak w stawce Paweł Babicki.