Zacznijmy od początku. W sobotni wieczór "Gorilla" wrócił do oktagonu po blisko 18-miesięcznej przerwie i już w pierwszej rundzie poddał solidnego Wesa Swofforda. Weteran organizacji UFC kompletnie zdominował Amerykanina, chociaż wielu fanów sportów walki obawiało się o jego formę po dłuższym rozbracie z MMA. - To nie było tak, że przez ostatnich 18 miesięcy grałem na konsoli i czekałem aż mi brzuch urośnie. Cały czas pozostawałem w treningu. Jedyny problem przed tym pojedynkiem miałem ze sparingpartnerami, Wes Swofford jest wysoki, ciężko było o sparingi z zawodnikami jego wzrostu - podkreśla w rozmowie z INTERIA.PL "Gorilla". Siłą Amerykanina jest walka w stójce. Przekonał się o tym m.in. Jay Silva, znany w Polsce ze znakomitej, pełnej dramaturgii walki z Michałem Materlą podczas ubiegłorocznej gali KSW 19. Tymczasem w sobotni wieczór w oktagonie katowickiego Spodka to Tomasz Drwal zasypał rywala ciosami, które odebrały mu chęć do dalszej walki. - Widziałem po tych kilku ciosach, że ma dość stójki. W tym sporcie musisz być zawodnikiem przekrojowym, dobrze walczyć w każdej płaszczyźnie. Jak jesteś dobry tylko w jednej, to daleko nie zajdziesz - zaznacza Tomasz Drwal, który zakończył pojedynek w parterze, zakładając dźwignię na łokieć rywala. - Nie planowałem walki w parterze. Chciałem ją jak najszybciej skończyć. Zostawił rękę, stwarzając mi okazję do założenia dźwigni, więc z niej skorzystałem - dodaje. Po zwycięskim pojedynku wielu skusiłoby się na świętowanie na sowicie zakrapianym after party. Tym bardziej, że sztab Tomasza Drwala miał podwójne powody do radości. Zwycięstwo na MMA Attack 3 zanotował również Damian Milewski, zwycięzca programu "Szkoła Walki Drwala". - Pokazał się z bardzo dobrej strony. Wielu mówiło, że przegra przez gorszy parter, tymczasem zwyciężył w tej właśnie płaszczyźnie po podobnej do mojej akcji - cieszy się z udanego występu swojego podopiecznego "Gorilla" Niedługo po zakończeniu gali Tomasz Drwal wrócił do Krakowa. Wkrótce czekało go bowiem kolejne spore wyzwanie sportowe tego weekendu: start w Cracovia Maratonie. - W domu byłem o 4.30. Położyłem się na chwilę, spałem półtorej godziny i musiałem wcześnie wstać, bo nie miałem pakietu startowego - relacjonuje. Mając za sobą pojedynek na MMA Attack 3 i zaledwie 90 minut snu "Gorilla" przebiegł dystans 42 km i 195 m w 3 godziny, 41 minut i 11 sekund, poprawiając swój rekord życiowy z ubiegłorocznego debiutu w biegu maratońskim o 59 minut! - Byłem w szoku jak zobaczyłem ten wynik, ale dzisiaj czuję bieg w kościach. Oczywiście na 35. kilometrze dopadł mnie słynny kryzys, ale będąc tak blisko mety nie mogłem się poddać. Wygląda na to, że Tomasz Drwal na dobre złapał biegowego bakcyla i częściej będzie go można spotkać na trasie maratonu. - Planuję start 20 lipca w Szklarskiej Porębie. Organizatorzy zamierzają zrobić kategorię dla zawodników trenujących sporty walki - ujawnia "Gorilla". Autor: Dariusz Jaroń