INTERIA.PL: Ostatnią walkę stoczyłeś w listopadzie 2011 roku. Jak ta przerwa może wpłynąć na twoją formę i przygotowanie do występu na MMA Attack 3? Tomasz Drwal: - O formę jestem spokojny. Przede wszystkim znów złapałem głód do walki. No i przez ten czas udało się wyleczyć wszystkie mikrourazy, których nabawiłem się nie tyle podczas poprzednich walk, co na sparingach i ciężkich przygotowaniach. Mój organizm zdążył się zregenerować, czuję się coraz lepiej, już teraz jestem głodny tej walki i nie mogę się doczekać 27 kwietnia. Wiem, że część osób powie, że to za duża przerwa i powinienem dostać słabszego przeciwnika, ale z moim doświadczeniem, stażem treningowym to tylko kwestia dobrego przygotowania i ułożenia odpowiedniego planu na walkę w głowie. W boksie często w przypadku dłuższej przerwy zawodnika organizowane są walki "na przetarcie" ze słabszymi rywalami. Co o tym sądzisz? - W przypadku młodego zawodnika to się sprawdza. Ja tego nie potrzebuję. Jestem gotowy, nawet dzisiaj możemy wyjść z tej knajpy i walczyć. Przecież możesz iść sobie ulicą i ktoś nagle cię napadnie. Odpukać, żeby tak nie było, ale trzeba być gotowym. Dlatego cały czas pozostaje w treningu. Nie mówię tu tylko o samoobronie. Chcę być sprawny, gdyby nagle trzeba było np. uratować kogoś, kto topi się w Wiśle. Wspomniałeś o samoobronie. Spotkałeś kiedyś na ulicy delikwenta, który chciał sprawdzić, co potrafisz? - Było tak, ale staram się unikać miejsc, w których znalazłby się ktoś odważny, do tego pod wpływem alkoholu. Pan Bóg ma różnych lokatorów na świecie, różne rzeczy mogą czasem komuś strzelić do głowy. W poprzednim roku nie stoczyłeś ani jednej walki, ale miałeś sporo pracy nad różnymi projektami. Czy w 2013 roku chcesz tylko skupić się na walkach, czy zamierzasz łączyć kilka zajęć? - Przede wszystkim chciałbym poświęcić czas na starty i przygotowanie do walk, chciałbym mieć również więcej czasu dla swojej rodziny. Po to poświęciłem ostatni rok, żeby parę rzeczy zorganizować, żeby teraz mogły się one toczyć pod moim nadzorem, ale nie żebym poświęcał się im każdego dnia. Czyli możemy zapewnić fanów MMA, że wracasz na dłużej do oktagonu? - Tak, wracam. Chciałbym walczyć jak najwięcej, ale oczywiście liczba walk zależeć będzie od decyzji organizatorów gal MMA Attack. Wiemy, że chcesz na dłużej związać się z tą organizacją. Czy masz możliwość walczenia dla innych federacji, np. w USA, czy umowa na to nie pozwala? - Myślę, że prezes MMA Attack jest na tyle rozważnym człowiekiem, że wziąłby pod uwagę taką propozycję, bo miałaby ona przełożenie nie tylko na moją osobę, ale i na całą organizację. Jesteśmy w dobrej komitywie i na pewno w razie pojawienia się możliwości stoczenia walki dla innej federacji możemy zasiąść do rozmów. Myślisz czasem o powrocie do Stanów, czy na razie koncentrujesz się tylko na występach w Polsce? - W naszym kraju żyje prawie 40 milionów mieszkańców. Dopiero budujemy pozycję i wizerunek MMA w Polsce. Chciałbym w tej budowie wziąć udział. Warto pokazać, że MMA to dyscyplina sportu, taka sama jak boks czy kick-boxing, w której są zasady, a zdolnym chłopakom, którzy trafiają na złą ścieżkę wskazać alternatywę. Być może dzięki moim startom w Polsce i organizacjom takim jak MMA Attack uda się pokazać dobrą drogę chociaż kilku takim osobom. To już byłby sukces. Nie jest tajemnicą, że przed podpisaniem kontraktu z MMA Attack negocjowałeś z KSW. Kibice już ostrzyli sobie zęby na walkę Tomasz Drwal - Mamed Chalidow. Czego zabrakło do porozumienia? - Rzeczywiście była taka oferta z KSW. Wreszcie mogłem się spotkać z właścicielami tej federacji. Nie było głupiego gadania internetowego, plucia jadem, tylko rzeczowa rozmowa. Nie ukrywam, że przedstawili mi bardzo atrakcyjną propozycję, ale po przeanalizowaniu ofert z KSW i MMA Attack wybrałem lepszą opcję dla siebie. Miałeś walczyć w grudniu z Chalidowem? - Tak, była propozycja walki z Mamedem w tym terminie, tyle że dostałem tylko dwa miesiące na przygotowania. Byłem wtedy w trakcie realizacji programu telewizyjnego, a nie da się robić paru rzeczy na raz. Zwłaszcza, że Chalidow to konkretny przeciwnik. To nie jest gość, do którego wyskakuje się bez namysłu. Musiałbym się solidnie przygotować. Ostatecznie wracam pod koniec kwietnia. To dla mnie idealna data. Będę przygotowany na 100 procent. Dla rozwoju MMA w Polsce powrót MMA Attack na rynek to dobra wiadomość - Oczywiście, konkurencja powoduje, że każdy chce być lepszy. Zarówno w organizacji gal, jak i doborze zawodników. Najgorzej jest jak jest jeden władca i rządzi. Przy dwóch jeden drugiemu podnosi poprzeczkę. Tak będzie zdrowiej dla zawodników, publiczności i całego naszego MMA. Im będzie więcej poważniejszych imprez, tym lepiej dla rozwoju tej dyscypliny. Wspomniałeś o spotkaniu z Martinem Lewandowskim i Maciejem Kawulskim. Udało się wam zakopać topór wojenny? Jakiś czas temu wymieniliście kilka niezbyt przychylnych zdań na swój temat za pośrednictwem mediów. - Było w tym sporo mojej winy. Dałem się wypuścić dziennikarzom, właściciele KSW zrobili to samo chcąc się odgryźć i wyszła z tego głupia, bezsensowna wojenka. Mam nadzieję, że to już przeszłości i już będzie normalnie. Przecież nam wszystkim zależy na tym, żeby MMA nie kojarzyło się z pluciem jadem, wyzwiskami. Ten sport jest na tyle agresywny i brutalny sam w sobie, że nie trzeba dodatkowo podkręcać atmosfery. To powinna być czysta rywalizacja, bez dodatkowych impulsów. Przed paroma dniami przywitaliśmy 2013 rok. Czego możemy Ci w nim życzyć? - Zdrowia i samych zwycięstw. Ale najważniejsze jest zdrowie. Uważam, że zdrowy człowiek może zrobić wszystko. To kwestia odpowiedniego nastawienia. Często słyszę lament ludzi, narzekanie jak to jest źle. Łatwo ich można zgasić. Wystarczy powiedzieć "słuchaj stary, nie jeździsz na wózku, masz sprawne ręce i nogi, więc to tylko kwestia twojej głowy. Przeprogramuj się i realizuj cele, jakie sobie postawisz". Jak się ma zdrowie i odpowiednie nastawienie to można góry przenosić. Rozmawiał: Dariusz Jaroń