W trakcie wieczoru "One FC 8 - Kings and Champions" w Singapurze przegrał jednogłośną decyzją sędziów z niedocenianym chyba trochę weteranem UFC, Brockem Larsonem (37-7).Przez pierwsze półtora minuty wiało straszną nudą i nie działo się kompletnie nic. Dopiero wtedy wysokim kopnięciem zaatakował Melvin, jednak pomylił się o kilkanaście centymetrów. Potem pogonił w ostatnich sekundach pierwszego starcia swojego rywala - tak dosłownie pogonił, bo Larson uciekał obrócony plecami po klatce, zaś Manhoef biegł za nim niczym podczas zabawy w berka.Przez półtora minuty drugiej odsłony nadal nie działo się nic, dlatego podrażniony sędzia przerwał to wszystko i pokazał obu zawodnikom po żółtej kartce, co spotkało się z owacją znudzonej publiczności. Trochę również rozzłościło Melvina. Znów zaatakował wysokim kopnięciem z prawej nogi i choć trafił na gardę, to uczynił to z taką mocą, że powalił przeciwnika. Dopadł do niego ciosami w parterze, ale już kilka sekund później Larson opanował sytuację i oddalił od siebie zagrożenie. Na pół minuty przed gongiem przeszedł nawet do dosiadu, a za moment poszedł bo "balachę", czyli dźwignię na staw łokciowy. Holendra wyratował gong i przerwa przed ostatnią odsłoną. Nabawił się natomiast dość głębokiego rozcięcia na lewej powiece.W trzeciej rundzie Amerykanin już dominował wyraźnie. Najpierw sprowadził oponenta do parteru po około dwóch minutach, a tam pracował już w dole ciężko pięściami i łokciami. To zapewniło mu wygraną u wszystkich sędziów.Tak więc czy Manhoef przy tak słabej postawie nadal jest atrakcyjnym rywalem dla Mameda? Nazwisko na pewno ma rozpoznawalne, jak trafia to niemal zawsze nokautuje, jednak swoją postawą w Singapurze raczej nowych kibiców nie zdobył...W innej ciekawej konfrontacji tego wieczoru Shinya Aoki (33-6) pokonał w połowie drugiego starcia duszeniem zza pleców Kotetsu Boku (20-8-2), zostając tym samym nowym mistrzem organizacji One FC kategorii lekkiej.