Były piłkarz zadebiutował tym samym w MMA. Stoczył pojedynek na pełnym dystansie trzech rund, wygrywając na punkty. - W drugiej rundzie już "pływałem". W trzeciej rundzie kibice podnieśli mnie na duchu, gdy słyszałem "Piotrek", "Świru" z trzech stron, bo czwartej tak dobrze nie słyszałem i to dzięki nim zacząłem boksować, być bardziej aktywny i ta runda zadecydowała, że sędziowali wskazali mnie jako zwycięzcę - mówił Świerczewski. - Trudna walka, pamiętajmy, że ja mam 47 lat, ale to było pokazanie starszej części publiczności, że można bawić się w sport, można trenować, ciężko pracować, odchudzić się i dobrze się czuć. Nie namawiam do sportów MMA, ale w ogóle do uprawiania sportu - dodał. Przygotowania do starcia z Collinsem trochę go kosztowały, ale się opłacało. - Musiałem zrzucić 10 kilogramów, ale czuję się świetnie. Moja żona zobaczyła znowu młodego Piotra i mówi, że świetnie wyglądam - stwierdził Świerczewski. - Mam nadzieję, że walka się podobała. Ja nie jestem specjalistą i nie umiem ocenić, jak to wyglądało - dorzucił. "Świru" nie mówi, że to był tylko jednorazowy występ. - Dużo pracy mnie jeszcze czeka. Ja trenowałem w zasadzie dwa, trzy miesiące, to jest mało. Ja mam 47 lat, nie będę mistrzem świata, nie ukrywam tego. Na razie bawię się, spełniam swoje marzenie o wyjściu do "klatki". W tym starciu uciekałem mu w marę szybko i skutecznie, dlatego nie oberwałem i twarz mam niepoobijaną, więc święta spędzę bez okularów przeciwsłonecznych. Mogę walczyć z innymi zawodnikami, nie odmówię też rewanżu - zakończył