Różalski związał się z organizacją Babilon MMA w październiku 2018 r., ale nawet nie zdołał zadebiutować w barwach młodej grupy na rynku mieszanych sztuk walki. Decyzja 40-latka, rutynowanego zawodnika najpierw kick-boxingu (31 pojedynków, 22 zwycięstwa), a następnie od 2011 r. sportowca walczącego w klatce, który bogatą karierę zakończył walką w formule K-1 (w kwietniu 2018 r. pokonał na punkty Petera Grahama), była zaskakująca. Jednak urazy plus niewiadoma, jeśli chodzi o stoczenie kolejnej walki, sprawiły, że "Różal" postanowił odejść na sportową emeryturę.- Co do 28 lutego to faktycznie mieliśmy problem, ponieważ było jedno miasto, z którym prawie podpisaliśmy umowę, ale ktoś nas wyprzedził. Udało się znaleźć fajne miasto w okolicach Warszawy, czyli Pruszków. Poinformowaliśmy jego menadżera, również Marcin dostał informację, że jest walka 11 maja w Pruszkowie. Był też problem z jego rywalem, na którego czekaliśmy, ale on zwlekał. W końcu Marcin nie wytrzymał - tłumaczył Babiloński, w rozmowie na antenie Polsatu Sport. - Próbowaliśmy jeszcze go namówić, żeby nie rezygnował z MMA, ale jednak jego decyzję trzeba uszanować. Życzę mu jak najlepiej w tym co robi najlepiej. Wiemy, że jego pasją są zwierzęta. Nie jest łatwo znaleźć rywala dla Marcina Różalskiego. Jakby nie było, walczył z najlepszymi zawodnikami w Europie i znają go wszyscy. To nie jest tak jak w boksie, że zakontraktujesz i ściągniesz zawodnika. Tu są zupełnie inne rzeczy, o których lepiej nie mówić (śmiech). Jak temat wróci, to jesteśmy jak najbardziej zainteresowani. To nie jest jednak takie proste, bo to jest zawodnik, którego wszyscy znają i cały czas kombinują - podsumował szef Babilon MMA.