O sprawie, jako pierwszy, doniósł korespondent branżowego portalu mma.pl, który całą sytuację miał jak na dłoni, bowiem towarzyszył Grzebykowi. Z relacji dziennikarza, będącego jednocześnie sędzią gal mieszanych sztuk walki wynika, że Grzebyk kompletnie w niczym nie zawinił. Żądny bójki był tylko tam, gdzie jego miejsce, czyli w oktagonie i ze swojego zadania wywiązał się na medal. Naruszczka w klatce też nie był chłopcem do bicia, dlatego obaj wojownicy stoczyli bardzo emocjonujący pojedynek, jeden ciekawszych w trakcie całej gali. Ostatecznie o werdykcie musieli zadecydować sędziowie, wskazując na jednogłośne zwycięstwo Grzebyka. Czas pokazał, że Naruszczka nie miał dość, a swoje zrobić też alkohol, bo zdaniem mma.pl 34-letni sportowiec podczas afterparty był pijany. "Staliśmy z Andrzejem przed wejściem do klubu Bajka. Czekaliśmy, by wejść do środka" - czytamy w korespondencji na mma.pl. Z dalszego opisu wynika, że pierwsze spotkanie z Naruszczką nie zapowiadało żadnej scysji. Przegrany zawodnik przeszedł obok Grzebyka i wszedł do "Bajki". Wydarzenia przybrały nieoczekiwany obrót po kilku minutach. Nagle Naruszczka stanął przed Grzebykiem i zaczepił go ostrym zdaniem: "chodź ku*** zrobimy sobie dogrywkę". Spokój zwycięzcy prawdopodobnie jeszcze bardziej zagotował sprawcę, który wymierzył pierwszy cios czołem w czoło rywala. Na tym nie poprzestał, i to pomimo faktu, że w drobny pył rozbił swoje okulary. Po chwili ponowił uderzenie. "Grzebyk, ku mojemu olbrzymiemu zaskoczeniu, znów zachował spokój i powtórzył tylko, że jest sportowcem, że przed chwilą z nim wygrał i żeby sobie dał spokój, bo ile on ma lat itd... W chwili, gdy sytuacja stawała się coraz bardziej gorąca, pojawili się ochroniarze, odciągając Naruszczkę" - poinformował korespondent. Art