Na ten pojedynek kibice sportów walki oczekiwali z ogromnym napięciem. Już podczas piątkowego ważenia Czeczen Anzor Ażijew i Czarnogórzec Vaso Bakoczević skoczyli sobie do gardeł i kilka osób musiało ich rozdzielać. Znany z gorącego temperamentu Bakoczević zaraz po scenie, jaką urządził w trakcie ważenia, wykonał charakterystyczny gest, jakby chciał pokazać, że poderżnie przeciwnikowi gardło. "Psychopata" zapowiadał, że w klatce nie będzie miał dla Ażijewa litości. Czarnogórzec nie zdołał jednak spełnić buńczucznych zapowiedzi i od samego początku walki został zepchnięty do defensywy. Praktycznie całe starcie toczyło się w parterze, a nacierał głównie Ażijew. To właśnie Czeczen w trzeciej rundzie założył rywalowi gilotynę, a ten poddał pojedynek już po kilku sekundach. Zaraz po tym, jak sędzia zakończył walkę, zwycięzca wykonał identyczny gest, jakim chciał go przestraszyć rywal na ważeniu. - Anzor był dzisiaj znacznie mądrzejszym zawodnikiem. Wiedział, że w stójce mogę mu zrobić krzywdę i dlatego sprowadził walkę do parteru. Trudno, jeszcze wrócę - zapowiedział w rozmowie z Interią Bakoczević. Ażijew nie ukrywał z kolei, że incydent na ważeniu tylko go rozzłościł. - Pokazałem Vaso, że złe emocje trzeba wyładowywać w klatce. On zaczął pokazywać "podcinanie gardła" na ceremonii, ale potem nie był już taki groźny - powiedział Czeczen. Z Krakowa Bartosz Barnaś