To był pierwszy mecz po oficjalnym przejęciu OGC Nice przez Jima Ratcliffa, jednego z najbogatszych Brytyjczyków, właściciela grupy kolarskiej Ineos. W 27. minucie arbiter nie wahał się jednak długo i nakazał przerwę, dając jasny sygnał piłkarzom, aby udali się do szatni. Powód? Okrzyki, które dobiegały z trybun, mimo napomnień spikera do zachowania spokoju i powstrzymania się od zachowań homofobicznych. Pojawiły się również prowokacyjne transparenty, nawiązujące do nowego właściciela i do niektórych części sprzętu kolarskiego. Do szatni zeszli jedynie gracze z Marsylii, gospodarze zostali na murawie i próbowali przekonać najbardziej głośnych kibiców, aby przestali wulgarnie śpiewać. Nie wszyscy widzą jednak duży problem w takim zachowaniu części kibiców. Zawodnik Nicei Wylan Cyprien mówił po spotkaniu, że "nie może być przecież przerywane każde spotkanie, jeśli jacyś debile zaczną coś krzyczeć". - Jestem przeciwko wszelkim formom dyskryminacji, homofobii czy przeciwko rasizmowi, ale to śmieszne, żeby przerywać mecze po takich okrzykach, jak słyszeliśmy. To nie ma nic wspólnego ani z tym, co dzieje się na boisku, ani nie są to słowa skierowane do osób homoseksualnych - stwierdził Cyprien. Bardziej stanowczy jest selekcjoner mistrzów świata, Didier Deschamps, pytany o to przy okazji nowych powołań na wrześniowe mecze reprezentacji. - Trzeba walczyć z tym problemem - mówi trener. Władze ligi zapowiedziały, że 5 września dojdzie do spotkania z udziałem organizacji kibicowskich oraz organizacji walczących z homofobią. RP