Glik, podpora reprezentacji Polski, bez którego trudno wyobrazić sobie blok obronny biało-czerwonych, wyjechał za granicę nie mając jeszcze ukończonych 18 lat. Był wtedy piłkarzem Wodzisławskiej Szkoły Piłkarskiej i jednym z kilkunastu młodych graczy śląskiej szkółki, którzy pod koniec 2005 i w 2006 roku wyjechali do Hiszpanii, a konkretnie do czwartoligowego klubu UD Horadada, gdzie część grała w pierwszym zespole, a część w juniorach. Glik był jednym z pierwszych, który poleciał na Półwysep Iberyjski. Wyjechał w Mikołaja 6 grudnia 2005 roku. Miał w Pilar de la Horadada, razem z kolegą z WSP Krzysztofem Gutem zostać dwa tygodnie, ale wszystko na miejscu się zmieniło... Tak opowiadał mi o tym na potrzeby książki "Kamil Glik. Liczy się charakter": - Na miejscu okazało się, że plany się zmieniły. Że zamiast dwóch tygodni musimy tam zostać dłużej. Mieliśmy po 17 lat i po raz pierwszy tyle czasu przebywaliśmy poza domem. Wiadomo, trzeba było się przyzwyczaić, bo w Jastrzębiu mama wyprała i podłożyła wszystko pod nos. Tam było coś innego. Kiedy jednak człowiek jest w takim wieku, to myśli się inaczej niż teraz. Rozumieliśmy, że trzeba się poświęcić. Przez święta zaopiekował się nami menedżer Felix Moneo Gil. Zjedliśmy kolację i tyle. Oni tam wtedy trenowali, więc czas szybko nam zleciał. Pamiętam też, że jeździliśmy na treningi do Herculesa Alicante. Ale ten świąteczny okres poza domem to nie było przyjemne przeżycie. To nie to samo, co jeść pierogi czy mojego ukochanego śledzia w śmietanie - mówił Kamil Glik. Jak się okazuje, była to jego jedyna zagraniczna Wigilia poza domem, poza rodzinnym Jastrzębiem-Zdrój. - Potem, nawet jak ponownie wyjechał z Polski za granicę, to na Wigilię zawsze był już w domu w Jastrzębiu. Tak było, kiedy był w Palermo, Turynie czy teraz w Monaco. Na Wielkanoc nie zawsze się udawało, ale na Boże Narodzenie zawsze. Tak będzie też oczywiście i teraz - tłumaczy pani Grażyna Glik, mama zawodnika. Kamil Glik z rodziną, żoną Martą i dwójką córeczek Victorią oraz Valentiną, przyjechał do rodzinnego Jastrzębia-Zdroju już w niedzielę, po udanym dla siebie meczu z Lille, który AS Monaco wygrało 5-1, a nasz reprezentant trafił w końcówce do siatki, ustalając rezultat spotkania. Przyjechał z najbliższymi, jak co roku, żeby ten szczególny czas spędzić z najbliższymi i przyjaciółmi. Kiedy wszyscy piłkarzy wyjeżdżają na dalekie wakacje do ciepłych krajów, to Kamil Glik wybiera górnicze Jastrzębie. Michał Zichlarz