Po trwającej tygodniami medialnej szopce czarodziej z Kraju Kawy ostatecznie zdecydował się nie kontynuować kariery na Camp Nou i wybrał gigantyczne pieniądze oferowane przez katarskich szefów klubu z Paryża. Choć wspólnie z reprezentującym jego interesy ojcem zarzekał się na łamach zagranicznej prasy, że robił to po to, aby zacząć własną historię i wyjść z cienia być może największego piłkarza wszech czasów Leo Messiego, to tamten ruch Brazylijczyka potraktowany został jako sportowy krok wstecz. Od tamtego zamieszania minęło już kilka miesięcy, lecz nie oznacza to, że atmosfera wokół Neymara, za którego PSG zapłaciło latem rekordowe 222 milionów euro, choć trochę się uspokoiła. Wręcz przeciwnie, ostatnio światowe media obiegła plotka o tym, jakoby napastnik na ostatniej prostej transferu się rozmyślił i błagał prezesa Barcelony Josepa Marię Bartomeu o to, aby jednak go nie sprzedawał.\I być może wówczas uświadomił sobie to, czym ostatnio podzielił się Cantona. Znany z bezkompromisowości legendarny napastnik Manchesteru United w typowym dla siebie, ostrym stylu podał w wątpliwość sens zamieniania takiego klubu jak Barcelona na dopiero budujące swoją markę PSG. "Gdy masz 25 lat i grasz w Barcelonie oraz reprezentacji Brazylii, to zastanawiam się, jakim cudem wpadasz na pomysł przenosin do Ligue 1 i rywalizacji z takimi zespołami jak Amiens czy Guingamp. To nie jest wyobrażenie o futbolu i pasji do futbolu, w którym ja się wychowywałem" - prowokował Francuz wychowanka Santosu.Niektórzy eksperci sprzyjający gwiazdorowi "Canarinhos" sugerują, że Paryż wybrał nie tylko po to, aby błyszczeć najjaśniej w swoim klubie, ale też wygrać z drużyną coś wielkiego. Przede wszystkim rozgrywki Ligi Mistrzów. Ale i ta argumentacja nie przekonuje Cantony. "Champions League? Przecież tam gra się góra dziesięć spotkań. Dlaczego Neymar musiał trafić akurat do Francji? Tego nie mogę pojąć" - czterokrotny mistrz Anglii nie wykazywał się lokalnym patriotyzmem i zbeształ poziom rodzimych rozgrywek.