Niecałe dwa lata temu postanowiła sprawdzić się w Antartic Ice Marathon na biegunie południowym. To miał być sprawdzian formy i kolejne wyzwanie do zrealizowania. Zakończyło się zwycięstwem i jeszcze większym głodem sportowej rywalizacji. Kilka dni temu ponownie wróciła z tarczą. Tym razem biegun północny i North Pole Marathon, który ukończyła na drugim miejscu. W kółko na biegunie Niebotyczny wysiłek, szaleństwo - takie słowa mogą opisywać start w maratonie. Co dopiero wtedy, gdy się we znaki daje siarczysty mróz, wiatr, a bieg rozgrywa się we wszechobecnej krainie lodu. Joanna Mędraś zarysowała sobie plan, podczas którego miała do pokonania 42,195 km w mrozie przekraczającym granicę 30 stopni. Na biegunie zmierzyła się z 10 okrążeniami po 4,22 km każde. - Największą trudnością była nawierzchnia i kopny śnieg pod stopami. Do problemów nie zaliczyłam temperatury, ponieważ okazało się, że ubranie zostało dobrane bardzo dobrze. W trakcie startu nie musiałam się zatem ani razu przebierać. Wiedziałam, że warunki będą ciężkie, dlatego nie spotkałam się z żadnymi niespodziankami na trasie - relacjonuje biegaczka. Podczas biegów długodystansowych należy być przygotowanym na różne sygnały, jakie daje nam organizm. Trzeba pamiętać o uzupełnianiu płynów oraz dostarczaniu organizmowi energii do pokonywania kolejnych kilometrów. Czym różni się bieg w siarczystym mrozie od takiego, na które decydują się statystyczni maratończycy? - Przy każdym z okrążeniu istniała możliwość korzystania z namiotu bazowego. Założyłam sobie jednak, że nie będę się specjalnie zatrzymywać. Każdy zawodnik miał swój prywatny stolik, na którym mógł zostawić rzeczy takie, jak na przykład żele. W namiocie zatrzymałam się dopiero na półmetku. Myślę, że to ze strachu przed odwodnieniem - mówi Joanna Mędraś. Zmęczyć się trzy razy Mieszkanka Gdańska na zawody wybrała się z mężem. Na co dzień nie zajmuje się jednak sportem. Życie dzieli pomiędzy pracę w zawodzie a obowiązki rodzinne. Dopiero w to wszystko wplata aktywność fizyczną. - Starałam się biegać trzy razy w tygodniu. Z uwagi na moje obowiązki sportowe i rodzinne, rzadko udawało mi się wybrać pobiegać cztery razy w tygodniu. Treningi były nastawione głównie na siłę biegową oraz wytrzymałość. Przy tym nie pojawiły się dłuższe wybiegania, niż 30 kilometrów. Jeśli chodzi o wolne wybiegania, maksymalny dystans, jaki pokonałam wyniósł 28 kilometrów - opowiada maratonka. Stara miłość nie rdzewieje - Kiedyś miałam zamiłowanie do siatkówki. W piłkę grałam w czasach szkolnych. Natomiast zainteresowanie bieganiem pojawiło się wraz z miłością do gór. Żeby jednak utrzymać kondycję do startów w coraz to dłuższych biegach, z racji tego, że jestem z Gdańska, musiałam biegać również tutaj. Występy w zawodach nabierały tempa. Najpierw to było 5 i 10 kilometrów, potem już półmaratony i dlatego zaczęłam zwiedzać nie tylko górskie ścieżki biegowe, ale także moje lokalne - dodała Mędraś. Skąd pomysł na tak nietypowe starty? - Pomysł na bieganie w miejscach niezwykłych pojawił się już przy wyborze pierwszego startu w maratonie. Wtedy natknęłam się na zawody na Antarktydzie i wówczas padł wybór, że to tam pobiegnę królewski dystans. Przeczytałam jednak listę uczestników, zobaczyłam jakie mają osiągnięcia i stwierdziłam, że wypadałoby jednak przebiec wcześniej jakiś maraton i sprawdzić, jak zachowa się organizm. Wtedy pojawiła się myśl o Berlinie. Gdańszczanka w North Pole Marathon wskoczyła na drugi stopień podium z czasem 7:02:21 i uległa tylko Chince Guoping Xie, z którą przegrała o 18 minut. Dla laika taka różnica między czołowymi zawodniczkami wydaje się być przepaścią. Polka podchodzi jednak do tego w zupełnie inny sposób. - Między mną a trzecią zawodniczką było kilkanaście minut różnicy. Można zatem pokusić się o stwierdzenie, że ta różnica jest duża. Biorąc jednak pod uwagę warunki oraz fakt, że są to okrążenia, ciężko jest określić czy osoba, którą mija się na trasie przed chwilą wyszła z namiotu, aby uzupełnić kalorie, czy właśnie została zdublowana. Wśród mężczyzn starta drugiego zawodnika do zwycięzcy wyniosła natomiast tylko osiem sekund - tłumaczy Joanna Mędraś. Sukces przegonił sukces Ambitny plan ambitnego sportowca zakłada konkretne osiągnięcia. Nie ważne, czy jest to amator, czy też ktoś, kto trenuje zawodowo. Dla Mędraś North Pole Marathon to drugi sukces na koncie w biegu w krainie zimna. Było pierwsze miejsce, teraz trofeum za drugą lokatę. Głód rywalizacji w głosie zapowiada, że na tym nie poprzestanie. - Startowałam jako amatorka. Wydawało mi się, że już nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Sądząc po analizie wyników z ubiegłego roku i tego, jak wyglądają tegoroczne rezultaty stwierdzam, iż ten maraton jest jedną wielką niewiadomą od początku do końca. Na pewno był to większy wysiłek, ale czy większe osiągnięcie? Myślę, że z uwagi na warunki, można to powiedzieć - drugie miejsce w North Pole Marathon jest większym sukcesem - ocenia. Chleba i rywalizacji Skrupulatne przygotowania, długa podróż, walka z mrozem i zmęczeniem. Teoretycznie nikt nie chciałby dobrowolnie zgodzić się na bycie częścią takiego planu. W trakcie startu pojawia się myśl o jego zasadności, a z tyłu głowy przekonanie, że to ostatni raz i koniec ze sportem. Potem jest meta, chwila wytchnienia i moment zastanowienia, kiedy i gdzie odegramy się jeszcze na rywalach. Ale czy każdego stać na tak spory wysiłek fizyczny w tak nienaturalnym dla nas klimacie? - W maratonie obowiązuje kolejność zgłoszeń. Oczywiście, jak to bywa na tego typu wydarzeniach, ilość miejsc jest reglamentowana. Podczas zapisów organizator życzy sobie wypełnienia rubryki, w której zawodnik powinien opisać swoje sportowe doświadczenie, napisać gdzie się biegało, więc jest to być może swego rodzaju weryfikacja. Uważam, że każdy może spróbować swoich sił. Pytanie tylko, jak zareagują organizatorzy na kogoś, kto we wspomnianej rubryczce zostawi puste miejsce - tłumaczy zdobywczyni drugiego miejsca. Teraz czas na odpoczynek? - Mam zaplanowane następne zawody, ponieważ North Pole Marathon dodał mi dodatkowej motywacji do działania. Planuję pobiec w Rio de Janeiro, ale także w Australii - mówi biegaczka. - Ponieważ w mojej sportowej historii są zawody na biegunach, myślę o zdobyciu Korony Maratonów Świata. W tym celu chcę zrzeszyć się w Marathon Grand Slam Club, czyli organizacji zrzeszającej maratończyków, którzy przebiegli 42,195 km na wszystkich kontynentach. Wówczas byłabym trzecią osobą w kraju, która dokonała tego czynu i zarazem pierwszą Polką mogącą się pochwalić zrealizowanym celem - kończy rozmowę Joanna Mędraś. Aleksandra Bazułka Wykorzystane na potrzeby tekstu zdjęcia pochodzą ze strony na Facebooku Dwojewkoronie.pl i zostały wykorzystane za zgodą rozmówczyni.