Już przed igrzyskami w Londynie wyemitowano w niemieckiej telewizji film, w którym jeden ze sportowców z Kenii opowiada o wykształconej strukturze dopingowej w swoim kraju. Wymienił nawet nazwiska lekarzy zamieszanych w aferę. IAAF od razu zapowiedziało, że zajmie się tą sprawą i częściej zacznie kontrolować ten zakątek świata. "Loyanae to jeden z 30 najlepszych na świecie maratończyków, ale nie zamierzamy nikogo chronić. Sprawę dopingu traktujemy bardzo poważnie. W większości jednak przypadków, biegacze zapewniają, że cierpią na różne choroby i często pokazują konkretne wyniki badań. Dlatego próbujemy im wpoić, że każdą chorobę powinni zgłaszać nam" - powiedział sekretarz generalny kenijskiego związku David Okeyo. Na początku lutego trzykrotny mistrz świata na 3000 m z przeszkodami (1991, 1993, 1995) Moses Kiptanui otwarcie powiedział w jednym z wywiadów, że przyjmowanie niedozwolonych środków w Kenii jest na porządku dziennym i zdarza się na obozach treningowych. Krajowa federacja wszystkim takim doniesieniom zaprzecza. "W ostatnich miesiącach wielu zawodników zostało zawieszonych, ale to nadal nie znaczy, że doping w naszym kraju jest szeroko rozpowszechniony. Nie mamy niczego do ukrycia i tak szybko jak tylko dowiadujemy się, że jakiś lekkoatleta stosuje zakazane środki, ujawniamy to" - dodał Okeyo.