"W stolicy Rosji eliminacje i finał, do którego mam nadzieję się zakwalifikować, również zaplanowane są dzień po dniu. Odpada tylko podróż, a ja od razu z Władysławowa pojechałem do Anglii, bo w niedzielę czeka mnie w Birmingham start w mitingu Diamentowej Ligi. A w środę w szwajcarskiej Lozannie, również z moim udziałem, odbędą się kolejne zawody tego cyklu" - dodał. We Władysławowie dwukrotny złoty medalista olimpijski wziął udział w Festiwalu Rzutów im. Kamili Skolimowskiej, który był określony także jako mecz Polska - Reszta Świata. Po zawodach reprezentant AZS AWF Warszawa usiadł na ławeczce przy recepcji Ośrodka Przygotowań Olimpijskich Cetniewo, wyciągnął książkę i zatopił się w lekturze. "Co to za książka? "Pomnik Cesarzowej Achai" Andrzeja Ziemiańskiego. Uwielbiam fantasy i fantastykę. Przy takich pozycjach najlepiej się relaksuję" - wyjaśnił. O pogranicze fantastyki może również zahaczać plan zdobycia przez Majewskiego podczas sierpniowych mistrzostw świata w Moskwie złotego medalu. Tak przynajmniej ocenia to najlepszy polski kulomiot. "Nie ulega wątpliwości, że do stolicy Rosji jadę walczyć o medal, aczkolwiek krążek z najcenniejszego kruszcu wydaje się być obecnie zarezerwowany dla Amerykanina Ryana Whitinga. Na razie jest on poza konkurencją. Pomiędzy nim, a resztą światowej czołówki jest na dzisiaj przepaść" - przyznał. To właśnie do 27-letniego Whitinga należą trzy najlepsze w tym sezonie wyniki na świecie. A tabelę otwiera rezultat 22,28 metra, który to Amerykanin uzyskał 10 maja w Doha w Katarze. Z kolei najlepsze osiągnięcie Majewskiego to 20,89 m. zanotowane 15 czerwca w Szczecinie podczas 59. Memoriału Kusocińskiego. "Whiting może mówić o podrażnionej ambicji, bowiem wyjątkowo nie wyszedł mu start na igrzyskach olimpijskich w Londynie, gdzie zajął dopiero siódme miejsce. Amerykanin nie przerwał jednak treningów i zaprezentował świetną dyspozycję w sezonie halowym. Teraz też jest wyjątkowo mocny. On pcha bardzo daleko, a my możemy mu się tylko przyglądać. Obecnie nie ma godnych siebie rywali" - stwierdził. Po sezonie olimpijskim większość zawodników światowej czołówki w pchnięciu kulą znacznie spuściła z tonu. Rekordzista Polski (21,95 m) przekonuje, że taka tendencja ma miejsce praktycznie w każdej konkurencji. "Nie można utrzymać równej i wysokiej dyspozycji przez cały czas. Zwłaszcza po sezonie olimpijskich, który był niezwykle wyczerpujący. Po Londynie większość zawodników liże rany, leczy się po operacjach i odpoczywa" - powiedział Majewski, który również oddał w ręce chirurgów swój łokieć. 32-letni Polak wygrał w sobotę we Władysławowie Festiwalu Rzutów im. Kamili Skolimowskiej, ale osiągnął, jak na siebie, przeciętny rezultat 20,16 metra. Zdecydowanie bardziej niż z wyniku reprezentant AZS AWF zadowolony był z oprawy zawodów. "Podczas tej imprezy nie kalkulowałem i starałem się jak najdalej pchnąć kulę, ale szału nie widziałem. Był to jednak bardzo szybki konkurs - startowało nas tylko czterech i nie było czasu, aby odpowiednio przygotować się i skoncentrować przed kolejną próbą. Formuła tych zawodów jest jednak znakomita i ja świetnie odnajduję się w takiej scenerii. Zawodnicy są w centrum uwagi i naprawdę czują bliskość kibiców. Na stadionie, kiedy odbywa się kilka konkurencji jednocześnie, wszystko się rozmywa. Widzowie nie mogą skoncentrować się na jednym wydarzeniu, tylko muszą mieć wyjątkowo podzielną uwagę" - zauważył. Z Władysławowa Majewski wyjechał do Birmingham, gdzie w niedzielę weźmie udział w mityngu Diamentowej Ligi. W środę w Lozannie czeka go start w takich samych zawodach. "Ze Szwajcarii wracam do Spały, gdzie czuję się zdecydowanie najlepiej. Żartuję sobie, że Piotrek Małachowski i ja jesteśmy ambasadorami tego ośrodka. Podczas przygotowań żartów jednak nie będzie, bo czeka mnie sporo pracy, aby dogonić Whitinga. Mam nadzieję, że uda mi się tego dokonać" - podsumował reprezentant Polski.