Wicemistrzyni świata z Berlina (2009) uzyskała wynik 4,35, co nie wystarczyło na zajęcie miejsca w dwunastce. Podopieczna Wiaczesława Kaliniczenki rozpoczęła rywalizację w porannych eliminacjach od wysokości 4,25. Tę i kolejną - 4,35 pokonała w pierwszej próbie. Nie poradziła sobie jednak z następną - 4,40. - Całkowicie zmieniły się warunki. Zaczął wiać silny wiatr i się pogubiłam. Przykro mi z tego powodu. Wstałam o piątej rano, żeby dobrze się przygotować, ale nic się nie udało. Teraz pojadę do Formii na zgrupowanie i mam nadzieję, że tam jeszcze trochę podbuduję formę przed igrzyskami - powiedziała po rywalizacji mistrzyni Polski. 11 zawodniczek skoczyło 4,40, a na 12. miejscu ex aequo znalazły się trzy, w tym Polka i Czeszka Jirzina Ptacznikova, która wysokość 4,40 opuściła. Od niej więc zależało, czy będą kolejne próby. Sędziowie podeszli do tyczkarek i zapytali, czy chcą dalej rywalizować. Tylko Czeszka nie zgodziła się na przerwanie na tym etapie eliminacji, mimo że w tym momencie miała już zapewniony udział w finale (do niego miały się kwalifikować te, które skoczą minimum - 4,45 lub 12 najlepszych), razem z Pyrek i Greczynką Stellą-Iro Ledaki. Zawodniczki z innych krajów na znak niezadowolenia i protestu postanowiły nie skakać wysokości 4,45, uważając, że w takich warunkach do finału można było zakwalifikować 14 tyczkarek. Podchodziły w dresach z tyczką do zeskoku i dotykały go. Wówczas próba jest zaliczana jako spalona. Jedyna, która zdecydowała się oddać skok to Ptacznikova. Jako, że jej podejście było udane, zepchnęła ona Pyrek na 13. lokatę i "zabrała" jej oraz Greczynce awans do finału.