Jak poinformowali organizatorzy, za każdy wypity kieliszek norweskiego tranu producent przeznaczy złotówkę na rzecz WOŚP. - Gdyby tak wszyscy uczestnicy biegu byli przekonani do tego oliwnego +napoju+ i chcieli go skosztować, mielibyśmy świetny rekord wielkiej orkiestry. Ale i tak będziemy lepsi od Krakowa, gdzie rok temu zanotowano wynik 2632 kieliszki. Łącznie producent przekazał chyba ze 160 butelek, tj. 40 litrów - powiedziała Anna, jedna z wolontariuszek. Jak podkreślił Dariusz Pawelec z agencji Sport Evolution, dyrektor imprezy, a przed laty czołowy w kraju średniodystansowiec, niedzielny bieg był wyjątkowy. - Nie było w nim nagród dla najlepszych, obsługi sędziowskiej czy pomiaru czasu, nikt nie notował miejsc na mecie, a pakiet startowy w liczbie 5000 sztuk rozszedł się w niespełna dwa tygodnie. 7 grudnia wyczerpał się limit - zaznaczył. Głównym trofeum WOŚP Jerzy Owsiak uhonoruje wieczorem zwycięzcę tak reklamowanego wcześniej konkursu: "Wyróżnij się z tłumu! Pobiegnij w najbardziej odjechanym, oryginalnym, wyróżniającym się nakryciu głowy". Zwycięzcą został Piotr Dąbrowski, któremu "rosło drzewo". Drugie miejsce jury przyznało ubiegłorocznej triumfatorce, Lidii Kozłowskiej, mającej prezenty pod choinkę. Najszybciej dystans 5 km pokonał pochodzący ze Szczytna 36-letni Krzysztof Siepioła, obecnie mieszkaniec stolicy. Zasłynął w lekkoatletycznym środowisku w 2000 roku, kiedy to jako amator zajął 10. miejsce w mistrzostwach Polski w maratonie. - Nic się u mnie pod tym względem nie zmieniło. Byłem i nadal jestem amatorem. Pracuję w banku w Raszynie i nadal trenuję. Aby to nie kolidowało z życiem rodziny, a mam żonę Joannę i sześcioletniego synka Mateusza, wychodzę biegać o czwartej rano jak śpią. Wracam po dwóch godzinach i pokonaniu 20 kilometrów, a oni wciąż śpią - powiedział. - Ci to nie muszą się przebierać, bo i tak te stroje wyróżniają ich od wszystkich - dało się słyszeć wśród kibiców, gdy na mecie pojawili się zawodnicy drużyny futbolu amerykańskiego Warsaw Eagles. Wpisali się w klimat i atmosferę wydarzenia, pokonując trasę w pełnym rynsztunku. - Co roku wspieramy Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy i nie wyobrażamy sobie, by mogło nas zabraknąć. Mamy nadzieję, że i tym razem uda się pobić rekord zebranych pieniędzy. Cel jest szczytny i każdy wysiłek jest tego warty - podkreślił generalny menedżer Orłów Jacek Śledziński. - Po raz pierwszy pokonałem ciągiem tak długi dystans. Przyznam, że było mi ciężko, bo jestem sprinterem i w naszych meczach istotna jest szybkość. Ale było fajnie, świetna atmosfera na całej trasie - ocenił Michał Flak, z którym biegli koledzy z zespołu Mateusz Dąbrowski i Aleksander Jaworski. Warsaw Eagles to najstarsza drużyna futbolu amerykańskiego w Polsce, dwukrotny mistrz kraju w 2006 i 2008 roku oraz ubiegłoroczny wicemistrz. W lipcu finałowy mecz z Seahawks Gdynia obejrzało na Stadionie Narodowym ok. 23 tys. widzów (sprzedano wszystkie przygotowane przez organizatorów bilety). Obecnie pod skrzydłami Warsaw Eagles trenuje ok. 200 zawodników w trzech zespołach - seniorzy, drużyna B oraz juniorzy. Szkoleniowcem Orłów jest Amerykanin Phillip Dillon. Pieniądze zebrane w 21. finale WOŚP będą przeznaczone na sprzęt medyczny dla dzieci oraz - po raz pierwszy - dla seniorów. W ubiegłym roku na urządzenia do ratowania życia wcześniaków i pompy insulinowe dla kobiet ciężarnych chorych na cukrzycę przekazano ponad 50 mln 600 tys. zł.