Jako dyskobol wywalczył pan trzy medale najważniejszych imprez: dwa srebrne - igrzysk w 2008 roku i mistrzostw świata w Berlinie w 2009 oraz złoty mistrzostw Europy w Barcelonie w 2010. Natomiast "z ulicy" ma pan... Piotr Małachowski: - ... pięć i wszystkie za 10 km. Ten ostatni zdobyłem w niedzielę w Biegnij Warszawo. W tych zawodach chciałem wystartować już w 2009 roku, ale na przeszkodzie stanął uraz palca wskazującego prawej dłoni, który trzeba było zoperować. Zadebiutowałem +na ulicy+ miesiąc później w Biegu Niepodległości, chociaż wcześniej nigdy nie pokonałem dłuższego dystansu niż sześć kilometrów. I tak panu przypadło do gustu bieganie, że bierze pan udział w zawodach każdego roku. - Mimo że moim głównym zajęciem sportowym jest rzucanie jak najdalej dyskiem, to bieganie daje mi dużo radości, zwłaszcza podczas imprez. Otoczka, nastrój, atmosfera, taka jak chociażby w niedzielę w Warszawie, sprawiają, że człowiek ma miłe wspomnienia i żyję już następnym startem. Ale w niedzielę miał pan mieszane uczucia. - Każdy medal ma dwie strony. Nie miałem się czym chwalić na mecie. Godzina i 16 minut to żaden wynik, ale... Mam też ogromną satysfakcję, że byłem dobrym zającem mojej dziewczyny - Katarzyny von Engel, która nigdy wcześniej nie biegała, a minęła metę razem ze mną i postanowiła trenować trzy razy w tygodniu. Szykujemy się teraz na 11 listopada. Będzie pan ponownie zającem? - Tego jeszcze nie wiem, bo może się okazać, że role się odwrócą i to dziewczyna będzie mnie +ciągnęła+. W każdym bądź razie ja, człowiek o wadze 130 kg, muszę przebiec 10 km poniżej godziny. Taki mam cel w tej nowej jak dla mnie konkurencji. Może uda się go zrealizować 11 listopada, a jak nie, to następną próbą będzie Bieg Sylwestrowy w Brzozie k. Bydgoszczy. Ale wówczas może być śnieg i mróz. - Nie straszne mi są takie warunki. Trasę z pewnością odśnieżą, a rok temu pogoda była zdecydowanie przeciwko mnie. Silnym mrozem najwyraźniej chciała zniechęcić mnie do nowej konkurencji, jednak się nie dałem. Siedmiu minut brakło mi do złamania godziny. Rzucanie dyskiem i bieganie nie wystarczają już panu. Widziano pana w... ringu. - Miesiąc temu zachciało mi się spróbować zupełnie odmiennej dyscypliny. Nie wiedziałem nawet, że boksowanie może być tak wyczerpujące. Na razie uczę się poruszać w ringu, zadawać ciosy. Kiedy najbliższa walka? - O tym w ogóle nie myślę, jak również o żadnych sparingpartnerach. Ćwiczę naprawdę dla siebie, pod okiem Jacka Dąbrowskiego w klubie Nokaut Warszawa, tym samym co Krzysztof "Diablo" Włodarczyk. Za dziesięć miesięcy w Moskwie odbędą się 14. lekkoatletyczne mistrzostwa świata... - I to jest dla mnie najważniejsza impreza w przyszłym roku. Na początku listopada spotykam się z moim trenerem Witoldem Suskim i będziemy rozmawiali o planie przygotowań. Rozmawiał Janusz Kalinowski