Nasz genialny kulomiot podczas obozu niedaleko San Diego miał okazję spotkać multimedalistę z Pekinu. "Kilka razy go widziałem. Wszyscy byli podnieceni, ale mnie naprawdę takie sprawy nie ruszają. Ok, Phelps sobie przeszedł, a życie toczy się dalej" - relacjonuje na łamach "Przeglądu Sportowego". Bardzo dobre warunki zgrupowania wpłynęły na poprawę dyspozycji mistrza olimpijskiego. "W każdym siłowym sprawdzianie byłem mocniejszy niż rok temu o tej porze. Na barki zarzuciłem 175 kg, przysiad zrobiłem z 260 kg, a na klatę wycisnąłem 190 kg. To ostatnie nie jest imponującym wynikiem, ale i tak jestem zadowolony" - podkreśla Majewski. Po jednym z wyczerpujących treningów Majewski relaksował się w towarzystwie amerykańskich dyskoboli. "Znają teren, bo tam mieszkają i chcieli mi pokazać, że mają dobry browar. I musiałem przyznać im rację" - dodaje.