Przyznał, że w ostatnich dniach nie miał łatwego życia. Chodził tylko na treningi, a poza nimi w ogóle się nie ruszał. W przerwach między kolejkami podczas konkursu leżał na tartanie. - Obchodziłem się z plecami ostrożniej niż z jajkiem. Jajko upadnie, rozbije się, będzie następne, a ja chciałem dotrwać w całości. Ból cały czas odczuwam, raz mniejszy, raz większy; w rywalizacji była adrenalinka, więc się na niej skupiałem i zapominałam o dolegliwościach. Szczęście, że nie padało, bo wtedy byłaby tragedia - powiedział podopieczny Czesława Cybulskiego, zwracając uwagę na bardzo wysoki poziom konkursu. Ośmiu zawodników rzuciło młotem ponad 75 metrów. Zwycięzca, mistrz olimpijski Węgier Krisztian Pars uzyskał najlepszy w tym roku wynik na świecie 82,69, a trzech - Rosjanin Siergiej Litwinow (79,35), Szymon Ziółkowski (OŚ AZS Poznań, 78,41) i Słoweniec Primoż Kozmus (74,46) - swoje najlepsze w tym sezonie. - Brak właściwych treningów dał znać o sobie. To nie był mój dzień, ale... Na pewno takowy nadejdzie. Mam o co walczyć. Cieszę się, że Polska młotem stoi. Nosiłem się z zamiarem, aby mój medal zadedykować Joasi Fiodorow, ale ona sama sobie w piątek wywalczyła. Dedykuję więc fizjoterapeutom, bo bez nich w ogóle by mnie tu nie było - podkreślił wicemistrz Europy. Z Zurychu Janusz Kalinowski