- W Chula Vista w USA mogłem w końcu, po kontuzji łydki i zabiegu, zacząć rzucać. Wszystko wyglądało nieźle, ale wiadomo, że po siedmiu miesiącach bez rzutów organizm się odzywał, bo nie był przyzwyczajony. Cały czas coś mnie bolało, ale nie były to poważne sprawy. Typowe dla mojej konkurencji przeciążenia. Fizjoterapeuta się spisał. Obóz przetrenowałem bardzo dobrze. Nie pamiętam od bardzo dawna tak intensywnego miesiąca - podkreślił Fajdek. Przyznał, że wcześniej dwukrotnie był na Florydzie i tam warunki też były dobre, ale w Chula Vista w jego ocenie panuje dużo niższa wilgotność i jest... ciekawiej. - Tam panuje w zasadzie taka wieczna wiosna. Super warunki. Żywienie tam było rewelacyjne. Porażała przede wszystkim różnorodność potraw. Od dań wegańskich, po świetne potrawy mięsne i moc warzyw. Na stołówce było w zasadzie wszystko, co można sobie wyobrazić. Mogłem dobrać dania pod siebie i trzymać się wcześniej założonej diety. Wiele osób przyjeżdża tam trenować, bo warunki są rewelacyjne, W Polsce trudno podobnych gdziekolwiek szukać - tłumaczył i dodał, że spróbowanie w końcu obozu w Kalifornii było strzałem w dziesiątkę. Podkreślił, że w jego przypadku, po perturbacjach zdrowotnych, termin mistrzostw świat w Dausze na przełomie września i października jest bardzo dobry. - Mityngi zaczną się od czerwca. Nie będę wtedy pewnie jeszcze w wielkiej dyspozycji, ale będę w stanie rywalizować. Nie nastawiam się na rekordowe wyniki. Spokojnie wejdę w sezon, a w czerwcu nadal będzie trwała zapewne ciężka robota, bo musimy nadrobić stracony czas. Forma ma być na mistrzostwa świata i jestem przekonany, że tak będzie - zapowiedział Fajdek. Wspomniał, że w tym roku nie było mowy o eksperymentach i próbie treningów pod rekord świata, która została podjęta w poprzednim sezonie. - Moje ciało obecnie nie jest gotowe na innowacje. Musimy przygotowywać się spokojnie pod start w Katarze. Zmieniłem dietę, schudłem sporo, bo musiałem pomóc swojemu organizmowi, żeby jak najszybciej doszedł do siebie po kontuzji. Przez ten ostatni miesiąc wykonałem naprawdę tytaniczną pracę m.in. odbudowując masę mięśniową. Nawet się nie spodziewałem, że uda się tyle zrobić - wskazał. Utytułowany młociarz uważa, że zmiana diety była jednym z najlepszych ruchów, które mógł wykonać. - Chcę to kontynuować. Mocno zaangażowałem się w sprawy dietetyczne. Żywienie ma wielki wpływ, nawet na kontuzje. Wyraźnie to teraz widać - przyznał. W poniedziałek wieczorem Fajdek wylatuje już na kolejne zgrupowanie do Turcji. - Mityngów dedykowanych młociarzom jest w tym roku niewiele, ale chcę walczyć w challenge'u. Zobaczymy, jak będzie z moją formą. Do jej zbudowania jeszcze potrzeba oddać sporo rzutów. Musimy gonić. W Turcji jedziemy sprawdzić warunki treningowe w ośrodku, bo właśnie tam będziemy całą reprezentacją robić we wrześniu ostatni szlif przed mistrzostwami świata - poinformował. Przez wiele lat święta wielkanocne spędzał na obozach, ale w tym roku uda mu się pobyć w te dni z najbliższymi. - Nie jest tak, że mając dietę nie można jeść ulubionych potraw. Trzeba po prostu wybierać jak najzdrowsze produkty. Jeżeli mamy wysoką świadomość żywieniową, to na wszystko jest miejsce. Można śmiało zjeść żurek. Ważna jest tylko jakość produktów i później chęci do przepalenia kalorii na treningach. A ja po tych miesiącach bez treningu mam bardzo dużo energii - powiedział Fajdek. Celem na ten sezon jest kolejny - czwarty z rzędu tytułu mistrza świata. Celem na czterolecie - sięgnięcie po medal olimpijski, co nie udało się w Londynie i Rio de Janeiro. Wszystko w życiu polskiego mistrza rzutu młotem podporządkowane jest pod to, żeby za rok w Tokio zdjąć z tej imprezy klątwę i móc napisać kolejną książkę... tym razem z happy endem. Tomasz Więcławski