"Potem powoli zacznie się już sezon startowy. Mam jeszcze w planach obóz w Spale, ale będę wtedy już po pierwszych zawodach w Dausze" - poinformował PAP Majewski, który z dotychczasowego przebiegu przygotowań jest bardzo zadowolony. "Wszystko idzie zgodnie z planem i na treningach naprawdę nieźle to wygląda. Na co mnie stać? Nie wiem, więcej będzie wiadomo już w maju" - przyznał i dodał, że obóz w amerykańskiej Chula Viście był pod względem sportowym bardzo udany. "Zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Przebywaliśmy w znakomitych warunkach. Tam jest wszystko tak pomyślane, żeby to sportowcy mieli najlepiej. Jest spokój, komfort, a dzięki temu można całkowicie poświęcić się treningowi. Myślę, że przetarliśmy szlak i teraz polscy sportowcy zaczną tutaj przyjeżdżać. Nie chodzi jednak tylko o bazę treningową, ale także o wyśmienite jedzenie. Każdego dnia można było spożywać co innego, a w tym jedną z moich ulubionych kuchni - meksykańską" - powiedział 27-letni kulomiot. Nie tylko jednak meksykańskimi potrawami, ale i samym krajem zafascynowany jest mistrz olimpijski. Będąc tak blisko granicy meksykańskiej nie przepuścił okazji, by udać się na krótką wycieczkę do Tijuany. "To był tylko przedsmak tego, co chciałbym zobaczyć. Moim marzeniem jest znaleźć kiedyś czas na objechanie tego kraju. Tijuana leży na granicy, więc ciężko mówić o tym, że byłem w prawdziwym meksykańskim mieście. Spędziliśmy tam zaledwie parę godzin, bo nie chcieliśmy ryzykować. Tam jest bardzo niebezpiecznie, dochodzi do paru porwań dziennie" - opowiadał PAP Majewski. Jak przyznał, "czasu na zakup pamiątek i drobnych upominków dla najbliższych nie zabrakło. Czy nie oparłem się tequili? Meksykańska jest najlepsza, więc musiałem spróbować". Z pobytu w Stanach wspominać będzie jeszcze spotkanie z delfinami i orkami. "W którąś z niedziel wybraliśmy się do parku morskiego. To robi olbrzymie wrażenie i wszystkim polecam taką wizytę. Zwiedziliśmy też niedaleko położone San Diego, które słynie ze znakomitych plaż, siedziby marynarki wojennej i fajnego portu" - opisywał. Podopieczny Henryka Olszewskiego ze Stanów Zjednoczonych wrócił 5 kwietnia. W Polsce nie zabawił jednak zbyt długo. Od razu po świętach Wielkiej Nocy udał się na swój ostatni obóz zagraniczny do Madrytu. "Tu jest znacznie chłodniej, ale na warunki też nie mogę narzekać. Nadal będziemy pracować nad siłą, ale teraz wchodzimy w okres przetwarzania tego, co udało nam się zrobić w USA. Skupiamy się też bardziej na technice" - powiedział rekordzista Polski w pchnięciu kulą w hali (21,10), który do kraju wraca 29 kwietnia.